w

Mąż powiedział, że moje dzieci powinien utrzymywać ich ojciec, a nasze mieszkanie powinny otrzymać nasze wspólne dzieci.

Po dziesięciu latach wspólnego życia czuję, że mój związek z Kamilem nie jest już taki, jak kiedyś. Zauważyłam, że moje dzieci z pierwszego małżeństwa są traktowane inaczej niż nasze wspólne pociechy – Roman i Laura.

Z początku myślałam, że wszystko będzie dobrze, bo przez te wszystkie lata Kamil nigdy nie dał mi do zrozumienia, że istnieje jakakolwiek różnica między nimi. Teraz jednak jego zachowanie mocno mnie zaskoczyło.

Moje pierwsze małżeństwo i wychowanie synów

Z Kamilem to mój drugi związek. Pierwsze małżeństwo przetrwało pięć lat i dało mi dwóch synów – Kacpra i Dominika. Gdy ich ojciec zakochał się w innej kobiecie, rozstaliśmy się w spokoju. Nie walczyłam o jego powrót ani nie próbowałam go zatrzymać ze względu na dzieci.

Po rozwodzie regularnie płacił alimenty i zabierał chłopców na wakacje. Wszystko się zmieniło, gdy jego nowa żona urodziła mu dzieci – zaczął zaniedbywać kontakty z Kacprem i Dominikiem, choć wciąż wywiązywał się z finansowych obowiązków.

Nowy początek z Kamilem

Po rozwodzie nie szukałam nowego związku, ale życie potoczyło się inaczej. Poznałam Kamila, który zaakceptował fakt, że mam już dwójkę dzieci. Chciałam, żeby chłopcy mieli wzór do naśladowania, a Kamil wydawał się idealny do tej roli.

Po roku wspólnego życia zdecydowaliśmy się pobrać. Moi synowie, którzy wtedy mieli 7 i 4 lata, coraz częściej zwracali się do Kamila „tata”. W międzyczasie mój były mąż coraz rzadziej się z nimi widywał, co sprawiło, że zaczęli mocniej przywiązywać się do Kamila.

Budowanie wspólnej przyszłości

Na początku mieszkaliśmy w moim dwupokojowym mieszkaniu, które odziedziczyłam po rodzicach. Kiedy Kamil zaproponował, abyśmy mieli własne dzieci, postanowiliśmy powiększyć naszą przestrzeń życiową. Wzięliśmy kredyt hipoteczny i kupiliśmy mieszkanie z trzema sypialniami. Dzięki naszym oszczędnościom, wsparciu rodziny i sprzedaży mojego samochodu, udało nam się zgromadzić solidny wkład własny.

Nasze życie toczyło się spokojnie – wynajmowaliśmy moje stare mieszkanie, a oboje pracowaliśmy, co pozwalało nam na stabilność finansową. Z czasem urodziły się nasze wspólne dzieci – syn Roman i córka Laura. Teściowa pomagała mi przy opiece nad nimi, co pozwoliło mi wrócić do pracy szybciej, niż się spodziewałam. Wkrótce udało nam się spłacić kredyt, a to było idealne, bo najstarszy syn szykował się do studiów, co generowało nowe wydatki.

Plany na przyszłość a różnice w podejściu

Niedawno zaczęłam dostrzegać, jak szybko dorastają moje dzieci. Kacper już niemal w pełni samodzielny, a Dominik kończy szkołę. Myślałam o ich przyszłości, szczególnie o tym, jak pomóc im stanąć na własnych nogach. Poruszyłam ten temat z Kamilem, sugerując, że powinniśmy pomyśleć o zakupie mieszkań dla dzieci. Jednak odpowiedź Kamila była szokująca. Zasugerował, że powinniśmy zadbać tylko o nasze wspólne dzieci – Romana i Laurę – twierdząc, że to ich przyszłość powinna być naszym priorytetem.

Kiedy zapytałam, co z Kacprem i Dominikiem, usłyszałam, że to zadanie dla ich biologicznego ojca. Kamil zasugerował, że powinnam sprzedać swoje mieszkanie i z pieniędzmi ze sprzedaży oraz kredytem hipotecznym pomóc moim synom. Taka perspektywa wydawała mi się niesprawiedliwa – dlaczego tylko nasze wspólne dzieci mają korzystać z naszego majątku?

Niezrozumienie i rozczarowanie

Kamil nigdy wcześniej nie wyrażał takich poglądów. Zawsze uważałam, że Kacper i Dominik są jego synami tak samo, jak Roman i Laura. Teraz okazało się, że dla niego to nie jest oczywiste. Podział, który sugeruje, może jedynie zrodzić konflikty między dziećmi. A przecież zależało mi na tym, żeby dorastali w zgodzie i wspierali się nawzajem.

Najbardziej boli mnie to, że Kamil, z którym spędziłam dziesięć lat życia, którego uważałam za mężczyznę godnego zaufania, teraz wykazuje się takim podejściem. Zaczynam zastanawiać się, czy nasz związek ma jeszcze sens. Nie chciałabym, żeby nasze wspólne dzieci dorastały bez ojca, ale czuję się zagubiona i nie wiem, jak rozwiązać ten konflikt.

Jak znaleźć wyjście z tej sytuacji?

Z jednej strony rozumiem, że nie mamy możliwości finansowych, by zapewnić mieszkania wszystkim dzieciom, ale z drugiej strony czuję się zdradzona przez męża, który wyraźnie faworyzuje nasze wspólne dzieci kosztem moich synów z poprzedniego małżeństwa. To trudne, bo chcę, by każde z moich dzieci miało równy start w dorosłość.

Nie jestem pewna, jak powinnam postąpić. Czy warto dalej trwać w tym związku? Czy jest szansa na to, żebyśmy znaleźli wspólny język i rozwiązali ten problem bez wyrządzania krzywdy naszym dzieciom? Każde z nich zasługuje na miłość i wsparcie, a ja nie chcę, by z powodu tej sytuacji zostały skrzywdzone.