w

Kiedy skończyłam 15 lat, rodzice stwierdzili, że potrzebują kolejnego dziecka. Nie miałam czasu na naukę, bo musiałam się opiekować bratem.

Gdy osiągnęłam piętnasty rok życia, moi rodzice postanowili, że nasza rodzina powinna się powiększyć. W ten sposób na świat przyszedł mój brat, Michał.

Podczas gdy wszyscy wokół radowali się z tego faktu, mnie ogarnęło uczucie zupełnie odwrotne. Wolałabym nie wracać do tych wspomnień, ale czuję, że warto się nimi podzielić.

Opieka nad bratem – rola, której nie chciałam

Choć matka cieszyła się z posiadania córki, trudno było mi dostrzec w jej radości prawdziwą miłość. Częściej wydawało mi się, że postrzega mnie jedynie jako darmową opiekunkę do dziecka. Kiedy Michał skończył roczek, mama nagle przestała karmić go piersią i niemal natychmiast wróciła do pracy na pełen etat.

Nasza babcia miała przejąć część obowiązków, ale w rzeczywistości większość czasu opieka nad bratem spadała na mnie. Michał był niespokojnym dzieckiem i bardzo często płakał, a ja nie potrafiłam go uspokoić.

Obowiązki ponad wszystko

Mój czas wolny praktycznie przestał istnieć. Całe moje życie kręciło się wokół opieki nad Michałem – musiałam go przebierać, myć, karmić, a także dbać o to, by posiłki były zawsze świeże. Jeśli rodzice wrócili do domu i zauważyli, że naczynia są brudne lub ubrania niewyprasowane, momentalnie padały oskarżenia, że jestem leniwa i niewdzięczna.

Po takiej reprymendzie dopiero znajdowałam chwilę na odrobienie lekcji, co skutkowało tym, że w szkole radziłam sobie gorzej niż bym chciała. Nauczyciele, współczując mi, dawali mi niskie, ale pozytywne oceny, co w domu było powodem do kolejnych kazań.

Życie pełne ograniczeń

W domu czułam się jak w pułapce. Ojciec często wyrzucał mi, że pralka i zmywarka wykonują większość prac, a ja „nic nie robię” poza myśleniem o zabawie. Rzeczywistość była jednak inna – owszem, pralka prała, ale ktoś musiał ją uruchomić, rozwiesić pranie, a potem wszystko wyprasować.

Zmywarka też nie była moim sojusznikiem, bo nie mogłam jej używać w ciągu dnia – według rodziców zużywała zbyt dużo prądu, a naczynia dla Michała musiałam myć ręcznie. Dodatkowo codziennie myłam podłogi, bo Michał był bardzo ruchliwy, nieustannie pełzał po domu.

Ułamek wolności

Trochę oddechu przyniosło mi dopiero to, że Michał zaczął uczęszczać do przedszkola. Rodzice oczekiwali jednak, że będę go odbierać i dbać o jego posiłki po powrocie do domu.

Zyskałam dzięki temu kilka godzin dziennie dla siebie, które poświęciłam na naukę. Choć nie było to łatwe, udało mi się ukończyć szkołę bez negatywnych ocen.

Plany na przyszłość, które nie były moje

Marzyłam o studiach biologicznych, ale moje plany spotkały się z oporem rodziców. Ich zdaniem codzienne dojazdy do uczelni byłyby zbyt czasochłonne, a obowiązki wobec Michała musiały pozostać na pierwszym miejscu.

W końcu, pod presją rodziców, zamiast na wymarzone studia, trafiłam do szkoły kulinarnej w pobliżu domu, gdzie zaczęłam uczyć się cukiernictwa. Początki były trudne – czułam się przygnębiona, jakbym była pozbawiona własnych marzeń. Z czasem jednak zaczęłam odnajdywać radość w pieczeniu ciast i przygotowywaniu deserów.

Praca jako ucieczka

Od drugiej klasy szkoły średniej podjęłam pracę na pół etatu w pobliskiej kawiarni. Praca w weekendy stała się moją odskocznią od domowych obowiązków i w końcu mogłam cieszyć się choć odrobiną swobody.

Rodzice początkowo protestowali, ale z czasem zaakceptowali, że potrzebuję tego czasu dla siebie. Po ukończeniu szkoły zostałam zatrudniona na pełen etat i zaczęłam powoli odzyskiwać kontrolę nad swoim życiem.

Ograniczenia w dorosłym życiu

Wkrótce w kawiarni pojawił się nowy szef kuchni, z którym zaczęłam się spotykać. Nasz związek wywołał kolejną falę niezadowolenia ze strony rodziców. Ojciec wielokrotnie przychodził po mnie do pracy, żeby upewnić się, że nie pójdę na randkę.

Pewnego dnia rodzice zorganizowali rodzinne spotkanie, na które zaprosili babcię, ciotkę i jej męża. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że muszę zrezygnować z pracy w kawiarni i zacząć pracować w szkolnej stołówce jako asystentka kucharza.

Ostateczne rozstanie

Perspektywa pracy w szkolnej stołówce była dla mnie koszmarem. Nie chciałam rezygnować z kawiarni, gdzie byłam ceniona i spełniona. W tamtej chwili zrozumiałam, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce. Zdecydowałam się opowiedzieć o wszystkim swojemu chłopakowi i wspólnie uknuliśmy plan.

Chciał otworzyć własną kawiarnię, ale brakowało nam środków, więc szukaliśmy inwestorów lub kredytu. Niestety, nie udało nam się uzyskać finansowania, ale znaleźliśmy nową pracę w Warszawie.

Nowy początek

W ostatni dzień pracy w kawiarni wróciłam do domu wcześniej, zanim ktokolwiek mógł się zorientować. Szybko spakowałam swoje rzeczy, zabrałam dokumenty i oszczędności, a następnie wsiadłam do pociągu do Warszawy, by zacząć nowe życie. Teraz mogę poświęcić swoją przyszłość tym, których sama wybiorę, zamiast podporządkowywać się oczekiwaniom innych.

Choć kocham swojego brata i mam nadzieję, że kiedyś nasza relacja będzie lepsza, nie żałuję decyzji o wyprowadzce. Rozumiem, że mieszkając w rodzinnym domu, nigdy nie zyskałabym pełnej niezależności. Dlatego musiałam uciec, by móc zacząć żyć na własnych zasadach. Wierzę, że w nowym mieście wszystko się ułoży i wreszcie będę mogła być szczęśliwa.

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik