Moja znajoma, mająca już ponad 70 lat, niespodziewanie trafiła do szpitala z ciężkim udarem, który wymagał natychmiastowej interwencji lekarzy.
Był to moment ogromnego zaskoczenia zarówno dla niej samej, jak i dla osób z jej najbliższego otoczenia, które nie spodziewały się takiego obrotu wydarzeń.
Nie znam wszystkich szczegółów dotyczących jej stanu zdrowia, ani dokładnego przebiegu choroby, jednak można się z dużą dozą prawdopodobieństwa domyślać, że przyczyny tak poważnego zdarzenia leżą zarówno w naturalnym procesie starzenia się organizmu, jak i w stylu życia, który przez wiele lat odbiegał od zdrowotnych zaleceń oraz ideału.
Kobieta mieszkała samotnie w niewielkim mieszkaniu, co z pewnością nie wpływało pozytywnie na jej ogólny stan zdrowia fizycznego i psychicznego.
Jak wiadomo, osoby starsze, które żyją w długotrwałej izolacji społecznej, są bardziej narażone na rozwój różnorodnych problemów zdrowotnych, takich jak choroby sercowo-naczyniowe czy zaburzenia depresyjne.
Brak odpowiedniego, zbilansowanego odżywiania, niewystarczająca codzienna aktywność fizyczna oraz rzadkie kontakty z bliskimi mogą stopniowo kumulować się przez lata, ostatecznie prowadząc do poważnych schorzeń, takich jak właśnie udar.
W jej przypadku ta samotność i izolacja były szczególnie dotkliwe – jej jedyny syn mieszkał kilkaset kilometrów dalej, co w praktyce oznaczało, że odwiedzał ją niezwykle rzadko i niemal nie uczestniczył w jej życiu codziennym.
Przez wiele długich lat radziła sobie sama, z trudem pokonując różne codzienne trudności.
Nie narzekała na brak pomocy ani na samotność, przynajmniej oficjalnie, w rozmowach z innymi. Jednak organizm, poddany ciągłemu obciążeniu, z biegiem czasu przestał wytrzymywać rosnące napięcia.
Udar to choroba, która rzadko pojawia się nagle i całkowicie bez ostrzeżenia.
Często jest wynikiem długotrwałego zaniedbania zdrowia, zarówno fizycznego, jak i emocjonalnego, a także braku wsparcia psychicznego, które mogłoby mobilizować osobę do walki o lepszą jakość życia.
Reakcja syna i sąsiadów
Kiedy kobieta trafiła do szpitala, wiadomość o jej poważnym stanie zdrowia szybko rozeszła się wśród sąsiadów, którzy od lat obserwowali jej samotne życie.
To właśnie oni, będąc czujnymi świadkami jej codziennych trudności, jako pierwsi zauważyli, że coś jest wyraźnie nie tak i wymaga natychmiastowej reakcji.
To sąsiedzi wezwali karetkę i zadbali o to, by rodzina chorej została szybko poinformowana o jej nagłym pogorszeniu zdrowia.
Ich reakcja była szybka i pełna troski, co wzbudziło uznanie wśród innych, zwłaszcza że trudno było oczekiwać podobnego zaangażowania od jej syna, który mieszkał w innym mieście, oddalonym o ponad tysiąc kilometrów.
Syn, choć został powiadomiony o sytuacji swojej matki, ograniczył swoje działania do absolutnego minimum.
Zadzwonił jeden raz, aby dowiedzieć się o szczegóły, a następnie przelał pewną sumę pieniędzy na pokrycie kosztów leków i dodatkowej opieki.
Jego zaangażowanie skończyło się jednak na tym geście. Stwierdził, że nie może opuścić swoich obowiązków wobec rodziny ani pracy, aby odwiedzić matkę w szpitalu, co wywołało mieszane uczucia wśród innych członków rodziny oraz sąsiadów.
Zupełnie inaczej zachowali się dalecy krewni, którzy, choć byli mniej związani emocjonalnie z chorą kobietą, zaczęli odwiedzać ją regularnie w szpitalu.
Dzięki ich obecności kobieta mogła poczuć, że nie jest całkowicie pozostawiona sama sobie i że wciąż są osoby, które się o nią troszczą.
To oni podejmowali się wielu praktycznych działań – załatwiali niezbędne sprawy administracyjne, rozmawiali z lekarzami i dowiadywali się, w jaki sposób można najlepiej pomóc jej w powrocie do zdrowia oraz codziennego funkcjonowania.
Sytuacja, w której syn nie angażuje się w opiekę nad swoją matką, podczas gdy obcy ludzie wykazują o wiele więcej troski i zaangażowania, budzi wiele pytań i refleksji.
Dlaczego syn, który z natury rzeczy powinien być naturalnym wsparciem dla swojej matki, nie potrafi znaleźć w sobie wystarczającej empatii oraz poczucia odpowiedzialności?
Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…