Na co dzień pracuję w domu opieki społecznej, który znajduje się zaledwie kilka minut drogi od mojego miejsca zamieszkania, co jest dla mnie niezwykle wygodne.
To miejsce, gdzie spędzam większość swojego czasu, wśród ludzi starszych i chorych, którzy wymagają naszej nieustannej troski, uwagi oraz kompleksowej pomocy. Moja praca to moja pasja, ale także ogromna odpowiedzialność, która czasami potrafi przytłoczyć.
Większość osób pragnie spędzić Sylwestra w gronie swoich najbliższych – z rodziną, przyjaciółmi, w ciepłej i radosnej atmosferze domowego zacisza. To czas, który wielu kojarzy się z radością, refleksją nad mijającym rokiem oraz nadzieją na lepszy, bardziej udany przyszły rok.
Jednak dla mnie, po tragicznej stracie męża, Sylwester stał się dniem pełnym głębokiego smutku, przytłaczającej samotności i bolesnych, nieodpartych wspomnień.
Rok temu, w noc sylwestrową, musiałam pożegnać się na zawsze z moim mężem, a od tej chwili każda nadchodząca rocznica przypomina mi o tej stracie w sposób wyjątkowo dotkliwy.
Czasami myślę, że lepiej byłoby spędzić ten czas w pracy, wśród ludzi, zamiast wracać do pustego domu pełnego wspomnień, które trudno znieść. To właśnie było powodem, dla którego w tym roku zdecydowałam się przyjąć dodatkową zmianę w pracy, choć wiedziałam, że będzie to dla mnie emocjonalnie trudne.
Nie chciałam pozwolić, by melancholijne i bolesne chwile wypełniły całą moją noc i zdominowały moje myśli.
Poczułam głęboką potrzebę ucieczki od pustki, jaką pozostawiły wspomnienia o moim mężu, które wracały z jeszcze większą intensywnością w ten szczególny dzień.
Postanowiłam spędzić ten czas w pracy, gdzie mogłam całkowicie poświęcić się swoim codziennym obowiązkom, zająć umysł czymś konstruktywnym i przynajmniej na chwilę zapomnieć o samotności. Jednak moje życie to nie tylko praca – mam syna, Piotra, który od kilku lat z dumą pełni rolę ojca małego Jasia, mojego ukochanego wnuka.
Chociaż wiedziałam, że moja decyzja nie będzie dla niego łatwa do zaakceptowania, musiałam trzymać się swojego postanowienia, które pozwalało mi przetrwać trudne chwile.
Sylwester zbliżał się wielkimi krokami, a jego prośba o opiekę nad Jasiem stała się dla mnie kolejnym testem, wymagającym pogodzenia moich priorytetów, obowiązków i osobistych potrzeb.
Piotr zadzwonił wcześnie rano, tuż po tym, jak przyjechał do mnie z małym Jasiem, który od razu zaczął radośnie biegać po moim salonie. Syn prosił, abym zajęła się wnukiem, ponieważ on i jego żona Marta planowali spędzić sylwestrowy wieczór w towarzystwie swoich najbliższych przyjaciół, z którymi nie widzieli się od dłuższego czasu.
Doskonale rozumiałam, jak bardzo są mi potrzebni, jak bardzo zależało im na chwili relaksu i wspólnej radości. Jednak moje obowiązki w pracy były równie istotne, jeśli nie bardziej.
Wyjaśniłam Piotrowi, że już wcześniej zaplanowałam swoją zmianę w domu opieki i nie mogę się z niej wycofać w ostatniej chwili. W tej chwili miałam poczucie, że nic nie mogło mnie odciągnąć od podjętej decyzji.
Gdyby okoliczności były inne, gdybym mogła jakoś zmienić sytuację, może bym się zgodziła. Ale teraz, w tej konkretnej chwili, rezygnacja z pracy oznaczałaby dla mnie coś więcej niż tylko złamanie obietnicy – mogłaby zagrozić całemu mojemu poczuciu stabilizacji i bezpieczeństwa, które tak ciężko wypracowałam.
– „Nie mogę, synu, mam zmianę. Teraz już za późno, by coś zmieniać, a jak będę żyła, jeśli mnie zwolnią?” – tłumaczyłam mu spokojnym, lecz pełnym wyrzutów sumienia głosem, czując się jednocześnie winna, że nie mogę spełnić jego prośby. Wiedziałam, że liczył na moją pomoc bardziej, niż chciał to przyznać.
– „Mamo, to tylko jedna noc. Przecież nie proszę cię o to co tydzień, to dla nas naprawdę ważne!” – mówił Piotr z desperacją w głosie, próbując wzbudzić we mnie jeszcze większe poczucie odpowiedzialności i empatii.
Jego ton, pełen nadziei, sprawił, że czułam się tak, jakbym go jeszcze bardziej zawiodła, choć starałam się działać w zgodzie ze swoim sumieniem.
Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…