Kiedy Michał przyszedł na świat, był dla nas prawdziwym cudem, spełnieniem wszystkich marzeń, które skrywaliśmy przez lata.
Wiele lat starań, bezowocnych prób i nieustających nadziei w końcu zakończyły się upragnionym sukcesem.
Mój mąż i ja przez długie lata marzyliśmy o dziecku, ale los niestety nie sprzyjał naszym staraniom, a każda nieudana próba była dla nas ogromnym ciosem.
Byliśmy młodzi, pełni zapału, ale nie byliśmy w stanie doczekać się naszej własnej rodziny, choć tak bardzo tego pragnęliśmy. Każda kolejna próba kończyła się rozczarowaniem, które stawało się coraz trudniejsze do przełknięcia, a z czasem obciążało naszą psychikę.
Widok innych rodzin, które z łatwością powiększały swoje grono, tylko potęgował nasze smutki i uczucie bezsilności. Czuliśmy, że w pewnym momencie nie ma już nadziei, ale mimo to nie traciliśmy wiary, wierząc, że nasza szansa kiedyś nadejdzie.
W końcu, gdy już zaczynaliśmy tracić nadzieję, Michał pojawił się w naszym życiu, niosąc ze sobą nieoczekiwane szczęście. To był moment, w którym wszystko się zmieniło, a nasze życie zyskało nowy sens.
Nasze serca wypełniła niewypowiedziana radość, a miłość, jakiej wcześniej nie znaliśmy, zalała nasze życie, wypełniając pustkę, którą czuliśmy przez lata.
Michał stał się dla nas oczkiem w głowie, bezcennym darem, który wypełnił pustkę, jaką odczuwało nasze małżeństwo przez te wszystkie lata oczekiwań. Daliśmy mu wszystko, co mogliśmy – miłość, wsparcie, uwagę i wszystko, co najlepsze. Michał nie musiał martwić się o nic.
Był naszą największą radością, sensem życia, wokół którego kręciło się nasze istnienie. Otoczyliśmy go nadmierną troską, czasami wręcz nie potrafiąc ograniczyć tej opieki, choć wiedzieliśmy, że to może mieć swoje konsekwencje.
Michał rósł w poczuciu, że to on jest najważniejszy, że to on jest centrum wszechświata, choć nie wiedział, jak dużą odpowiedzialność ze sobą niesie. Choć w sercu wiedziałam, że może to nie być idealne podejście, nie potrafiłam się powstrzymać, gdy widziałam go tak bardzo szczęśliwego.
Michał stał się moim oczkiem w głowie, moim oczekiwanym skarbem. Był traktowany jak skarb, na pewno bardziej rozpieszczony niż typowy chłopak w jego wieku, ale w końcu to był nasz syn, nasza wielka nadzieja i przyszłość, którą chcieliśmy chronić.
Michał teraz był już mężem i ojcem, ale nie była to ta sama osoba, którą znałam kiedyś.
Minęło wiele lat od momentu, w którym Michał wkraczał w dorosłość, zmieniając się w zupełnie nowego człowieka.
Był teraz mężczyzną, mężem i ojcem, a jego życie zdawało się toczyć innym rytmem, niż to, które znałam z lat jego dzieciństwa.
Jako matka z jednej strony byłam dumna z tego, jak dorastał i jaką drogę przebył, ale z drugiej strony czułam, że powoli staje się kimś zupełnie innym, kimś, kogo trudno mi zrozumieć, kimś obcym.
Michał wybrał kobietę, którą kochał, i stworzył własną rodzinę, nie potrzebując naszej opieki jak kiedyś. Ożenił się z Ewą, kobietą ciepłą i opiekuńczą, która z całą pewnością była dla niego bardzo dobrą partnerką, i która dawała mu wsparcie, jakiego potrzebował.
Wydawało się, że Michał ma wszystko – kochającą żonę, dziecko, dom, karierę, stabilność – ale mimo wszystko coś w jego życiu zaczynało mnie niepokoić, jakby nie było w nim tej samej radości, którą widziałam kiedyś.
Zauważyłam, że mimo jego dorosłości wciąż nie potrafił całkowicie przyjąć odpowiedzialności za swoje życie. Michał zawsze miał wokół siebie osoby, które dbały o niego, co sprawiało, że nie musiał się troszczyć o rzeczy codzienne.
Kiedy był dzieckiem, to my byliśmy jego filarem i wsparciem, a teraz, jako dorosły mężczyzna, nadal oczekiwał, że wokół niego będzie krążył świat, który zaspokoi wszystkie jego potrzeby, bez większego zaangażowania z jego strony.
Michał wracał z pracy, a w domu czekały na niego wszystkie wygody, jakby cały świat był stworzony dla niego. Żona dbała o dom, o dzieci, o to, by miał spokój i komfort. Michał nie musiał się martwić o codzienne sprawy.
Kontynuację historii znajdziesz na następnej stronie…