Nasze dziecko ma tylko jedną babcię – matkę mojego męża. To typowa babcia, która często powtarza, jak bardzo kocha swojego wnuka. Odkąd przeszła na emeryturę, odwiedza nas niemal co weekend. Nie przychodzi jednak, aby odciążyć mnie w obowiązkach domowych czy pomóc w opiece nad dzieckiem.
Jej wizyty to bardziej towarzyskie spotkania, podczas których widzi się z wnukiem i synem. Co więcej, teściowa zawsze przynosi jakieś drobne upominki, a sąsiedzi wychwalają ją pod niebiosa za to, że jest tak zaangażowana w życie rodziny.
Wizyty, które nie pomagają
Chociaż babcia pojawia się regularnie, jej wizyty nie dają mi poczucia wsparcia. Zamiast rzeczywistej pomocy, jaką mogłaby zaoferować, czeka mnie dodatkowy wysiłek. Każdy jej przyjazd oznacza dla mnie kolejne obowiązki – muszę zadbać o porządek w domu, przygotować jedzenie i zająć się „gościem”.
Tymczasem moja rola gospodyni wymaga energii, której mi brakuje, szczególnie gdy opiekuję się małym dzieckiem. Nasze dziecko dopiero zaczyna ząbkować, często ma problemy z brzuszkiem, a ja sama ledwo wiążę koniec z końcem, będąc nieustannie niewyspana. Mimo to nie wypada odmówić babci spotkania, nawet jeśli te wizyty bardziej przypominają formę rozrywki niż faktyczną pomoc.
Gościnność czy obowiązek?
Każda sobota, gdy babcia się zapowiada, wygląda tak samo. Gdy tylko przekracza próg domu, siada wygodnie w swoim ulubionym fotelu i zaczyna bawić się z wnukiem. Ja w tym czasie spędzam godziny w kuchni, przygotowując jedzenie, sprzątając i doglądając dziecka, które wciąż wymaga mojej uwagi.
Podczas tych wizyt rzadko mogę usiąść i odpocząć. Zdarza się, że nawet nie zdążę wypić kawy. Kiedy babcia po kilku godzinach zabawy z wnukiem postanawia wrócić do siebie, jestem wyczerpana. Czasem wychodzi zaledwie pół godziny później, zostawiając mnie z bałaganem i poczuciem, że te wizyty nie przynoszą mi żadnej ulgi.
Czy to na pewno pomoc?
Często zazdroszczę innym matkom, które mogą liczyć na to, że ich dzieci spędzają weekendy u babci. To prawdziwa pomoc, kiedy babcia zabiera wnuki na dzień lub dwa, pozwalając rodzicom na chwilę wytchnienia. W naszym przypadku sytuacja wygląda jednak inaczej – teściowa wpada na kilka godzin, a po jej wyjściu to ja zostaję z dodatkową pracą.
Jak odmówić babci?
Czasami myślę, że powinnam odważyć się powiedzieć „nie” i zasugerować, aby wizyty babci były mniej wymagające dla mnie. Doradzono mi, żebym nie sprzątała ani nie gotowała przed jej przyjazdem, ale jak mogłabym to zrobić, skoro teściowa traktuje te wizyty jak spotkania towarzyskie?
Mój mąż z kolei uważa, że raz w tygodniu możemy przecież przyjąć jego mamę. Czasami mam wrażenie, że jestem leniwa i egoistyczna, bo czuję się zmęczona tymi spotkaniami, które powinny być przecież przyjemnością, a nie obowiązkiem.
Czy naprawdę to ja powinnam być tą, która odczuwa winę za zmęczenie? Każda z tych wizyt pozostawia mnie z poczuciem, że choć babcia jest blisko, to jej pomoc jest jedynie pozorna.