w

Była teściowa wmawia wszystkim, że mój były mąż oddał mi cały majątek po rozwodzie. Prawda jest inna!

Moja teściowa, teraz już była, chętnie opowiada wszystkim dookoła, jak to jej syn zachował się jak prawdziwy dżentelmen podczas rozwodu. Według niej, oddał wszystko swojej żonie, zabierając tylko walizkę swoich rzeczy.

Dla kogoś, kto nie zna pełnej prawdy, może to brzmieć wręcz heroicznie. Pozostawił mi mieszkanie, samochód, nie zabrał niczego z domu. Ale czy rzeczywiście tak to wyglądało? Czy ta „szlachetność” jest faktycznie czymś, co warto podziwiać?

Prawda o mieszkaniu i samochodzie

Rzeczywistość maluje się jednak w zupełnie innych barwach. Mieszkanie, które tak ochoczo „zostawił” mi mój były mąż, nie było jego własnością. Dostałam je od babci jeszcze przed ślubem, więc nie miał żadnych praw do tego lokalu.

Podobnie z samochodem — kupiłam go na długo przed naszym małżeństwem, za swoje oszczędności. Gdy się rozwiedliśmy, fakt, nie zabrał niczego z domu, ale czy naprawdę miał do tego prawo? Przecież niczego nie wniósł do tego związku.

Brak wkładu w małżeństwo

Cztery lata wspólnego życia, a mój były mąż przez połowę tego czasu praktycznie nie pracował. Owszem, miał zatrudnienie przez dwa lata, ale co z resztą? Zamiast solidnej pracy, były wieczne poszukiwania „idealnej posady”. Zawsze coś nie pasowało — za daleko, za niska pensja, za mało prestiżu.

Nie było dnia, by nie narzekał na pracę, której przecież nie miał. A ja? Musiałam utrzymywać naszą rodzinę, pracując na dwa etaty. Jego matka w żaden sposób nam nie pomagała, a ja nie chciałam przyjmować wsparcia od swoich rodziców. Czułam się odpowiedzialna za nasze życie, za nasze finanse, ale mój mąż zupełnie tego nie rozumiał.

Wieczne wsparcie bez efektów

Początkowo wierzyłam w jego obietnice. Mówił, że znajdzie odpowiednią pracę, że wkrótce będzie mógł nas utrzymać. Czekałam cierpliwie, mając nadzieję, że nasze życie w końcu się ustabilizuje. Myśleliśmy nawet o dziecku, ale jak można było planować przyszłość, gdy on skakał z jednego nieudolnego poszukiwania do drugiego?

Czas mijał, a ja coraz bardziej traciłam cierpliwość. Kiedy nie mógł znaleźć idealnej pracy, prosiłam, by zatrudnił się choćby tymczasowo, ale jego odpowiedź była zawsze ta sama: „to nie dla mnie”. Wyglądało to jak przedszkole, nie dorosłe życie.

Rady teściowej i brak współpracy w domu

W tym wszystkim nie mogło zabraknąć mojej teściowej, która zawsze miała na wszystko swoje zdanie. Regularnie przekonywała mnie, że jej syn ma delikatną psychikę, więc nie można na niego naciskać, bo nie zniesie pracy w nieodpowiednich warunkach. Twierdziła, że jestem za surowa, że powinnam być bardziej wspierająca.

Ale jak długo można wspierać kogoś, kto niczego nie wnosi do związku? Wracałam z pracy zmęczona, a w domu czekał na mnie nie tylko brak pomocy, ale i roszczeniowa postawa: „co dziś zjemy na obiad?”. On nie robił nic ani w pracy, ani w domu, a mimo to uważał, że ma pełne prawo oczekiwać ode mnie pełnego serwisu.

Ostateczny koniec cierpliwości

Kłótnie zaczęły się nasilać, aż w końcu jego ucieczki do mamy po każdej awanturze przelały moją czarę goryczy. Nie mogłam już dłużej tego znieść. Gdy po kolejnej sprzeczce wyszedł, postanowiłam działać. Zatrudniłam specjalistę, który wymienił zamek w drzwiach, a następnego dnia złożyłam wniosek o rozwód. Byłam już zmęczona ciągłym czekaniem na jego zmiany i biernym oglądaniem, jak nasze życie się rozpada.

Dla niego i jego matki to był szok. Próbowali mnie przekonać, że robię błąd, że powinnam przemyśleć swoją decyzję, ale było już za późno. Moja cierpliwość się wyczerpała, a nadzieja na zmianę zgasła.

Szlachetność, która istnieje tylko w opowieściach

I tak doszło do rozwodu. Mój mąż rzeczywiście odszedł z jedną walizką, ale jego wersja tej historii, rozpowiadana przez moją teściową, to czysta fikcja. Teraz dumnie opowiada, jaki to jej syn był wspaniały, bo zostawił wszystko żonie. A ja?

Nie mam potrzeby prostować tych opowieści. Ludzie, którzy znają mnie i całą sytuację, wiedzą, jak było naprawdę. Resztą nie zawracam sobie głowy. Czy ktoś, kto nie zna prawdy, może podziwiać taki akt „szlachetności”? Pewnie tak. Ale ja wiem, jaka była rzeczywistość i to mi wystarcza.

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik