Życie z Marią było spokojne i harmonijne, co początkowo wydawało się idealnym rozwiązaniem.
Było w nim dużo ciepła, wzajemnego szacunku i braku konfliktów, co dawało nam poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Jednak mimo że na początku wszystko wydawało się idealne, z czasem zaczęły pojawiać się w mojej głowie wątpliwości, których nie potrafiłem zignorować.
Zauważyłem, że chociaż nasze małżeństwo z zewnątrz wyglądało na doskonałe, to brakowało w nim czegoś fundamentalnego – emocji, głębszej więzi, tej nieuchwytnej iskry, która była obecna w moim poprzednim związku, a której potrzebowałem, by czuć się naprawdę spełnionym.
Maria była kobietą, która trzymała swoje emocje w ryzach, co na początku wydawało mi się nawet atrakcyjne. Była opanowana, rozsądna, ale jednocześnie zbyt chłodna, zbyt odległa, bym mógł poczuć się w pełni związany z nią.
Choć była wspaniałą partnerką, miałem wrażenie, że w naszym małżeństwie brakuje czegoś istotnego – tej głębokiej, nienamacalnej więzi, która tworzy się, kiedy dwoje ludzi naprawdę się kocha i chce być razem na dłużej.
Czułem się coraz bardziej samotny, mimo że miałem obok siebie kobietę, którą darzyłem szacunkiem i z którą dzieliłem wspólne życie.
Przypominało mi to trochę mój poprzedni związek, w którym z czasem zaczęliśmy się oddalać od siebie, nie potrafiąc znaleźć wspólnego języka, co prowadziło nas do rozstania.
Choć to były inne okoliczności, to uczucie pustki było podobne i zaczynało mnie niepokoić.
Nostalgia za dawnymi czasami
Mimo że moje życie z Marią wydawało się uporządkowane, coraz częściej łapałem się na tym, że myślami wracam do Oli, do przeszłości, która miała swoje dobre strony.
Wspominałem czasy, gdy śmialiśmy się razem, oglądaliśmy nasze ulubione seriale i przekomarzaliśmy się bez przerwy, czując się jak dwójka młodych ludzi pełnych radości.
Te wspomnienia wracały do mnie w najmniej oczekiwanych momentach, kiedy byłem sam z myślami. Czułem tęsknotę za tym, co było, mimo że zdawałem sobie sprawę, że wszystko to było częścią przeszłości, która już nie wróci.
Chciałem wrócić do tamtych chwil, do tej beztroski, którą dzieliliśmy, do tego poczucia bezpieczeństwa i radości, które teraz wydawały się tak odległe. To była strata, którą trudno było mi zaakceptować, bo wiedziałem, że nie mogę jej cofnąć.
Zaczynałem się zastanawiać, czy decyzja o rozstaniu była rzeczywiście słuszna, czy nie podjąłem jej zbyt pochopnie. Wciąż czułem silną więź z Olą, którą niełatwo było usunąć z mojego serca.
Wspomnienia o wspólnych chwilach stawały się coraz bardziej obecne w moich myślach, nie pozwalając mi się skupić na bieżących sprawach, które miały swoje miejsce w moim życiu.
Na początku kontaktowałem się z Olą w sprawach dotyczących Piotrka, ale z każdym kolejnym dniem rozmowy te stawały się bardziej osobiste, zaczynały dotyczyć nas samych, a nie tylko dziecka.
Wiedziałem, że szukam pretekstu, by porozmawiać z nią, by zbliżyć się do niej znowu, by poczuć jej obecność w moim życiu. Chciałem być z nią z powrotem, ale nie wiedziałem, jak do tego dojść, jak przekroczyć tę granicę, którą sami sobie postawiliśmy.
Pewnego dnia Ola poprosiła mnie o pomoc, gdy Piotrek został kontuzjowany na treningu, co było dla mnie sygnałem, że mimo rozstania wciąż liczy na mnie w takich sytuacjach.
To była pierwsza okazja od dawna, by zobaczyć ją na żywo, po tak długiej przerwie, w którą oboje zdążyliśmy się zmienić. Zdecydowałem się na spotkanie, mimo że nie byłem pewny, co to dla mnie oznacza.
Kiedy tylko ją ujrzałem, poczułem coś, co trudno było nazwać – mieszankę nostalgii, tęsknoty i niespodziewanej radości.
Była zupełnie inna, niż w moich wspomnieniach, jakby miniony czas odcisnął na niej swój ślad. Wyglądała świetnie, tak jak w czasach, gdy dopiero zaczynaliśmy się spotykać, z tą samą pewnością siebie, ale i spokojem, który wtedy była w stanie dać mi.
Poczułem się, jakbym wrócił do przeszłości, jakbym znowu był częścią tego życia, które tak nagle opuściłem, i które wciąż wydawało mi się nie do końca zakończone.
Jej spokój, jej sposób bycia sprawiły, że poczułem, jak stare uczucia wracają – te, które tak starałem się stłumić przez ten cały czas.
Wkrótce potem zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem, szczególnie w kontekście opieki nad Piotrkiem, co dawało nam okazję do ponownego budowania więzi.
Przyłapałem się na tym, że wchodząc do jej domu, automatycznie zdjąłem buty i chciałem zrobić herbatę, jakbym nigdy nie opuścił tego miejsca, jakby wszystko było takie samo jak kiedyś.
Czułem się tam jak u siebie, jakby nasze życie nadal trwało, jakby nic się nie zmieniło, mimo że minęło już tyle czasu.
Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…