w

Gdy zobaczyłam, ile pieniędzy ma na koncie mój mąż, byłam zaskoczona. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom, gdy powiedział na co je przeznaczy.

To odkrycie całkowicie mnie załamało. Nie mogłam uwierzyć, że osoba, którą kochałam i z którą dzieliłam życie, planowała możliwość rozstania w taki sposób. Czułam się zdradzona i poniżona.

Wiedział, jak wiele poświęcamy, aby zaoszczędzić na nasze wspólne życie. Wiedział, jak trudno było nam odmawiać sobie i naszej córce drobnych przyjemności.

Pamiętałam, jak brak świątecznego prezentu pod choinką dla naszej małej dziewczynki złamał mi serce. Tymczasem on odkładał pieniądze w tajemnicy, zupełnie jakby nasza rodzina była dla niego jedynie tymczasowym projektem.

Najbardziej zabolało mnie, że cała ta sytuacja była sterowana przez jego matkę. To ona tuż po ślubie zasugerowała, że powinnam być wdzięczna za to, co mam, bo jej syn może zostać z niczym po rozwodzie. To ona podsycała w nim niepewność i wątpliwości co do naszego związku.

Nie potrafiłam już spojrzeć na niego w ten sam sposób. Rozmowy, które odbyliśmy po moim odkryciu, były pełne bólu i wzajemnych pretensji. Na początku prosił o wybaczenie, twierdząc, że bał się o swoją przyszłość.

Potem zaczął się złościć, mówiąc, że jego matka miała rację. Jednak żadne jego słowa nie mogły zmienić tego, co czułam.

Podjęłam decyzję – spakowałam jego rzeczy i poinformowałam go, że nadszedł czas na rozwód. Nie chciałam żyć w związku, w którym nie było miejsca na zaufanie.

Wsparcie rodziny w trudnych chwilach

Po decyzji o rozwodzie pierwszym krokiem było poinformowanie rodziców o sytuacji. Bałam się ich reakcji, bo przecież to oni tak bardzo wspierali nas na początku naszego małżeństwa.

Jednak ich reakcja była pełna zrozumienia i troski. Mama powiedziała, że zawsze widziała we mnie osobę silną i wierzyła, że poradzę sobie nawet w najtrudniejszych okolicznościach. Tata, choć początkowo był wstrząśnięty, podkreślił, że zawsze będę mogła liczyć na ich pomoc.

To wsparcie było dla mnie niezwykle ważne. Moi rodzice zaproponowali, abym z córką przez jakiś czas zamieszkała w ich domu, abym mogła złapać oddech i przemyśleć, co dalej.

Początkowo wahałam się, bo nie chciałam wracać do punktu wyjścia, do mieszkania, które wiązało się z tyloma wspomnieniami i które wcześniej dzieliliśmy z mężem. Jednak po krótkim namyśle zgodziłam się. Potrzebowałam stabilizacji, a rodzice byli gotowi zapewnić mi ją bez wahania.

Dla mojej córki przeprowadzka była przygodą. Była jeszcze za mała, by zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje, i dlatego staraliśmy się, by zmiana środowiska była dla niej jak najmniej stresująca.

Moja mama poświęcała jej mnóstwo czasu, zabierała ją na spacery i czytała bajki na dobranoc. W tym czasie ja mogłam zająć się formalnościami związanymi z rozwodem i powoli układać swoje życie na nowo.

Formalności i nowe życie

Proces rozwodowy nie należał do najłatwiejszych. Choć początkowo mąż próbował przekonywać mnie, abyśmy spróbowali terapii małżeńskiej, szybko okazało się, że w jego sercu nadal znajdowała się lojalność wobec matki, a nie wobec mnie. Jego matka była obecna na każdym kroku – od rozmów o podziale majątku po kwestie dotyczące opieki nad naszą córką.

Podział majątku był szczególnie bolesny. Mieszkanie, które kupiliśmy wspólnie, musiało zostać sprzedane. Choć większość wkładu na jego zakup pochodziła z moich oszczędności, prawo wymagało podziału wszystkiego po równo.

Ta niesprawiedliwość bolała mnie najbardziej, ale wiedziałam, że nie warto walczyć o pieniądze kosztem spokoju psychicznego. Postanowiłam, że dam sobie radę bez względu na wszystko.

Najważniejsze było dla mnie zapewnienie córce stabilnego środowiska. Zgodnie z ustaleniami, mąż miał możliwość widywania się z nią raz w tygodniu.

Początkowo obawiałam się, jak te spotkania będą wyglądały, ale postanowiłam nie pozwolić, aby nasze konflikty wpłynęły na relację ojca z dzieckiem. Wbrew wszystkiemu chciałam, aby córka miała poczucie, że tata jest dla niej ważny i zawsze będzie obecny w jej życiu.

Przemyślenia o przeszłości

Gdy życie zaczęło się powoli stabilizować, często wracałam myślami do naszego małżeństwa. Zastanawiałam się, co poszło nie tak i czy mogłam zrobić coś, by zapobiec temu, co się wydarzyło.

Odkryłam jednak, że zbyt długo żyłam w przekonaniu, że to ja jestem odpowiedzialna za nasz związek, za jego sukcesy i porażki. Dopiero po czasie zrozumiałam, że nie mogę brać na siebie całej winy.

Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik