Przez dwa lata żyłam w przeświadczeniu, że wynajmujemy mieszkanie od obcej osoby. Tymczasem prawda okazała się zaskakująca – właścicielką nieruchomości, w której mieszkaliśmy, była moja teściowa. Kiedy odkryłam ten fakt, byłam wstrząśnięta.
Z moim mężem wzięliśmy ślub dwa lata temu. Pochodzę z małej miejscowości, gdzie nie miałam możliwości nabycia własnego mieszkania. Mój mąż również nie posiadał własnej nieruchomości. W międzyczasie jego matka, która zamieszkiwała małe dwupokojowe mieszkanie ze swoim partnerem, poprosiła syna o wyprowadzkę, aby zrobić dla nich miejsce.
Wspólne życie i wyzwania finansowe
Po ślubie zdecydowaliśmy, że będziemy mieszkać razem. Wprowadziłam się więc do nowego mieszkania, które wspólnie wynajmowaliśmy. Chociaż mieszkanie wymagało remontu, miałam opory, by inwestować w nieruchomość, która nie należała do nas. Marzyłam o własnym kącie i kredycie hipotecznym, ale nasze finanse pozostawiały wiele do życzenia.
Nasze zarobki były średnie i z trudem wystarczały na bieżące potrzeby. Gdy zasugerowałam mężowi kupno małego mieszkania, np. kawalerki, nie zgodził się. Uznał, że tak mała przestrzeń może nas dodatkowo stresować i wprowadzać napięcia w codziennym życiu. Nie chcieliśmy ryzykować niepotrzebnych konfliktów, które mogłyby prowadzić do rozwodu.
Stałe wynajmowanie mieszkania
Mój mąż konsekwentnie odrzucał także pomysł wynajęcia innej nieruchomości. Twierdził, że ma bardzo dobry kontakt z właścicielką, co gwarantowało nam stabilność i brak ryzyka nagłej wyprowadzki. Obawialiśmy się również, że zmiana mieszkania nie pozwoli nam na oszczędzanie, a nie chcieliśmy pracować przez cały tydzień, tylko po to, by odkładać pieniądze. Wynajem już i tak stanowił duże obciążenie dla naszego budżetu, a my wciąż nie mogliśmy znaleźć sposobu, by odłożyć na własne mieszkanie.
Co ciekawe, moja teściowa nigdy nie ingerowała w nasz związek. Była osobą zajętą własnym życiem, pełnym pasji i hobby, przez co rzadko nas odwiedzała. Nasze spotkania ograniczały się głównie do świąt, co odpowiadało obu stronom.
Zaskakujące odkrycie
Przez dwa lata mieszkaliśmy w tym samym mieszkaniu, a mój mąż zajmował się wszystkimi płatnościami i kontaktem z właścicielką. Jednak pewnego dnia, zupełnie przypadkiem, odkryłam prawdę o tym, kto tak naprawdę był właścicielem naszego lokum.
Zostaliśmy zaproszeni na uroczystość rocznicy ślubu mojej teściowej. Podczas przyjęcia, rozmowa między nią a moim mężem zeszła na temat rodziny i bliskich krewnych. Wspominali o pewnym ślubie, a ja zaczęłam wsłuchiwać się w szczegóły rozmowy.
Kiedy teściowa zaczęła mówić o zmianie nazwiska po pierwszym małżeństwie, nagle zorientowałam się, że to nazwisko widziałam na rachunkach za wynajem mieszkania. W tej chwili zrozumiałam, że właścicielką naszego mieszkania była ona sama. Nie chciałam robić sceny na uroczystości, więc postanowiłam zachować tę informację dla siebie do czasu, aż wrócimy do domu.
Konfrontacja z mężem
Po powrocie zapytałam mojego męża bezpośrednio o to, co odkryłam. Nie zaprzeczył. Potwierdził, że od początku wynajmowaliśmy mieszkanie od jego matki, a ona nie chciała, abyśmy mieszkali tam za darmo. Mój mąż nie widział w tym nic złego – uznał, że w ten sposób pomaga swojej matce i że to rozwiązanie jest korzystne dla nas wszystkich.
Jego zdaniem, nawet gdybyśmy wynajmowali mieszkanie od kogoś innego, nie mielibyśmy możliwości tak swobodnego remontowania i adaptowania przestrzeni do własnych potrzeb. Twierdził, że skoro nikt nas nie wyrzuci, możemy tam mieszkać latami, a płacenie czynszu matce to dla niego coś naturalnego.
Moje wątpliwości
Z jednej strony rozumiem, że sytuacja ta ma swoje plusy. Jednak nie mogę przestać myśleć o tym, że moglibyśmy od dawna oszczędzać na własne mieszkanie. Zamiast tego, teściowa uznała, że lepiej jest, abyśmy płacili jej, podczas gdy ona mogłaby wynająć to mieszkanie komuś obcemu i myśleć o własnym zysku.
Mój mąż próbował mnie uspokoić, mówiąc, że w przyszłości odziedziczy to mieszkanie, ponieważ jest jej jedynym synem. Jednak to nie sprawia, że czuję się lepiej. On mówi, że nie mamy się czego obawiać, bo przecież się nie rozwiedziemy, ale ja nadal czuję się niepewnie w tej sytuacji.
Niepewność co do przyszłości
Ta cała sytuacja nie daje mi spokoju. Pomimo że dokładam się do czynszu, czuję, że coś jest nie tak. Nie czuję się swobodnie w tym mieszkaniu, a fakt, że przez tak długi czas żyłam w niewiedzy, dodatkowo potęguje moje wątpliwości.
Jak mam teraz odnaleźć spokój i pewność co do naszej przyszłości? Jak długo będę w stanie żyć w tej sytuacji, mając w głowie myśl, że mogło być inaczej?