w

Kiedy mąż wracał do domu, schowałam się by go sprawdzić. Po tym co zobaczyłam, spakowałam syna i wyniosłam się z domu.

Stałam w naszej kuchni, wpatrzona w okna naprzeciwko, które tętniły świątecznym życiem. W każdym domu choinki błyszczały kolorowymi światłami, dzieci bawiły się z rodzicami, a atmosfera przygotowań do Bożego Narodzenia wypełniała powietrze. Tymczasem ja, w tej ciemnej kuchni, czekałam w ciszy na powrót Stefana.

Wiedziałam, że po dźwięku klucza w zamku będę mogła ocenić, w jakim stanie wraca. Przypominałam sobie, jak bardzo go kochałam, jak troszczył się o mnie, gdy wszystko jeszcze układało się dobrze. Ale teraz, z bólem w sercu, zastanawiałam się, dlaczego Stefan musiał to wszystko zniszczyć.

Pierwsze sygnały, których nie mogłam zignorować

Pierwszy raz zobaczyłam Stefana w takim stanie, gdy przyszedł na świat nasz syn, Maciej. To miała być radosna okazja, a jednak Stefan pił przez dwa dni bez przerwy. Od tego momentu zaczął szukać coraz to nowych powodów, by sięgnąć po alkohol, aż w końcu przestał nawet udawać, że ma nad sobą jakąkolwiek kontrolę. Obietnice, że przestanie pić, były krótkotrwałe.

Najbardziej bolało mnie, gdy w napadzie pijackiej furii podniósł na mnie rękę. Uratował mnie jedynie widok przerażonego Macieja, który stanął pomiędzy nami, chroniąc mnie przed kolejnym ciosem. Wtedy podjęłam decyzję, że odejdę. Spakowałam nasze rzeczy, gotowa przeprowadzić się do mamy. Stefan jednak błagał o przebaczenie, klękał przede mną, zapewniając, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Wbrew rozsądkowi, dałam mu jeszcze jedną szansę.

Przeddzień świąt i powrót dawnych koszmarów

Zbliżały się święta, a Stefan zniknął z domu od rana. Czułam w kościach, że to zły znak, że najgorsze może się powtórzyć. Gdy wrócił wieczorem, wiedziałam już, że moje obawy były uzasadnione. Słyszałam jego powolne, chwiejne kroki i sposób, w jaki próbował otworzyć drzwi – był pijany. Schowałam się, nie chcąc konfrontacji.

Stefan, ledwo trzymając się na nogach, wszedł do sypialni i natychmiast zasnął. Postanowiłam przejrzeć jego kieszenie, aby sprawdzić, ile pieniędzy wydał na alkohol. Znalazłam tam trochę gotówki, którą postanowiłam przeznaczyć na świąteczny prezent dla Macieja, o którym od dawna marzył.

Prezent dla syna – nadzieja na radość w trudnych chwilach

Maciej od miesięcy marzył o zestawie kolejki. Za każdym razem, gdy wracaliśmy z przedszkola, zatrzymywał się przed witryną sklepu, wpatrując się z zachwytem w zabawkę. Zdecydowałam, że te pieniądze, które znalazłam w kieszeniach Stefana, wykorzystam, by spełnić to marzenie syna. Następnego dnia, po odprowadzeniu Macieja do przedszkola, poszłam do sklepu.

Sprzedawczyni, widząc moją determinację, doradziła, abym dokupiła jeszcze semafor – coś, co dodatkowo ucieszy małego fana kolejek. Bez wahania zgodziłam się. Wieczorem, przygotowując kolację, słyszałam, jak Stefan się budzi. Wszedł do kuchni, przepraszał i wyciągnął z kieszeni resztę pieniędzy, pytając, czy jest coś do picia. Zostawiłam go samego, nie chcąc wdawać się w rozmowy. Zamiast tego, poszłam do Macieja, który zauważył moje łzy.

Świąteczna katastrofa – stracone marzenia

Następnego ranka obudził mnie huk. Stefan, kompletnie pijany, siedział na pudełku z kolejką, którą kupiłam Maciejowi, a obok leżała przewrócona choinka. Widok zniszczonego prezentu i płaczącego syna złamał mi serce.

Maciej, widząc, co się stało, krzyczał na Stefana, a potem pobiegł do swojego pokoju, zamykając się przed całym światem. Mimo wszystko zauważyłam, że jedno z pudełek – to ze światłami – przetrwało. Chociaż to jedno mogłam mu jeszcze dać.

Decyzja, która musiała zapaść

Podchodząc do Stefana, czułam w sobie tylko gniew. Z zaciśniętymi zębami wycedziłam przez łzy, że go nienawidzę, ale on nic nie zrozumiał – był zbyt pijany, by pojąć, co właśnie się wydarzyło. Podeszłam do Macieja, który leżał na łóżku, zakrywając twarz dłońmi.

Kiedy zobaczył ocalały prezent, na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu przez łzy. Wiedziałam, że nie możemy tu zostać. Spakowaliśmy się i pojechaliśmy do mojej mamy.

Nowy początek i nieodwracalna decyzja

Moja mama od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Gdy zobaczyła nasze bagaże, zrozumiała, że tym razem podjęłam decyzję na dobre. Nie musiałam jej nic tłumaczyć. Kilka godzin później zjawił się Stefan, znowu przepraszał, obiecywał poprawę.

Patrzyłam na Macieja – jego spojrzenie mówiło wszystko. Tym razem wiedziałam, że nie mogę już ulec. Wyprosiłam Stefana z domu i powiedziałam, żeby nigdy nie wracał. To była decyzja, która musiała zapaść, i wiedziałam, że robię to dla dobra mojego syna i siebie.

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik