w

Mam 54 lata, emerytury nie mam i nie będę mieć, bo nigdy nie pracowałam. A syn zamiast mi pomóc, doradził mi, żebym znalazła gdzieś pracę.

Niedawno mój syn, którego zawsze traktowałam jako największą radość mojego życia, przyszedł do mnie z wiadomością, że zamierza się ożenić.

Byłam w wielkim szoku, ponieważ przez całe życie miałam okazję obserwować współczesne pary, które najpierw starają się wspólnie żyć przez dłuższy czas, wzajemnie się poznawać i dopiero po tym podejmować tak ważną decyzję, jaką jest małżeństwo.

To wydawało mi się bardzo logiczne, zwłaszcza że współczesne realia życia, jego szybkie tempo, a także rosnąca liczba rozwodów skłaniały mnie do przekonania, że decyzja o ślubie powinna być dobrze przemyślana i poprzedzona poważnym namysłem.

Przecież małżeństwo to związek na całe życie, a nie coś, co można tak po prostu zmienić, gdy pojawią się trudności. Jednak mój syn, zdawało się, miał zupełnie inne zdanie na ten temat.

Jego wybranka, Sara, nalegała na szybki ślub. Czułam się przytłoczona i zagubiona, bo cała ta sytuacja wydała mi się nieco przytłaczająca. Gdzieś w głębi serca miałam przekonanie, że podejmowanie tak ważnych decyzji pod wpływem chwili, bez długoterminowego planowania, nie jest najlepszym rozwiązaniem, a cała ta sytuacja wydawała mi się być podjęta zbyt pochopnie, nie mając żadnej głębszej refleksji.

Sara, moja przyszła synowa, była mi zupełnie obca. Choć poznałam ją jedynie powierzchownie, to nie miałam zbyt wielu pozytywnych wrażeń z naszej dotychczasowej znajomości.

Wydawała mi się osobą, która nie miała stabilnego zaplecza finansowego, co było dla mnie istotnym czynnikiem. Ja, wychowując syna samotnie, zawsze starannie dbałam o naszą przyszłość finansową, bo wiedziałam, jak ważne jest zapewnienie stabilności materialnej w życiu.

Byłam w szoku, kiedy dowiedziałam się, że ona przyjechała do naszego miasta na studia, nie mając praktycznie żadnych zasobów finansowych, a mimo to chciała zawrzeć związek małżeński tak szybko, niemal wbrew wszystkim zasadom, które przez lata stosowałam.

Choć chciałam zaakceptować jej decyzję, w głębi serca czułam, że to nie jest dobra decyzja, a w przyszłości może wiązać się z wieloma trudnościami, których nie byli w stanie przewidzieć.

Mimo tego, mój syn był przekonany o słuszności swojej decyzji. Po zaledwie kilku miesiącach znajomości zdecydował, że ślub to właśnie to, czego oboje potrzebują, by zbudować wspólną przyszłość.

Problem z wynajmowanym mieszkaniem

Z czasem jednak okazało się, że problem związany z moim synem i jego narzeczoną nie dotyczy tylko samego ślubu, ale ma również poważny wymiar finansowy. To była dla mnie prawdziwa próba charakteru, której zupełnie się nie spodziewałam.

Mój syn postanowił, że jego nowa rodzina będzie potrzebować mieszkania. I to nie byle jakiego mieszkania, ale właśnie tego, które wynajmuję od lat, a które od lat stanowi moje jedyne główne źródło utrzymania.

Wynajem tego mieszkania to dla mnie jedyny sposób, w jaki mogłam zaspokoić podstawowe potrzeby – żyć, opłacić rachunki i zadbać o swoje zdrowie. Teraz mój syn chciał, żebym oddała to mieszkanie im, by stworzyć im przestrzeń do życia razem. Nie mogłam w to uwierzyć.

Z jednej strony rozumiałam, że małżeństwo to ważny krok, ale z drugiej strony czułam się całkowicie zagubiona i oszukana. Mój syn, który przez lata był dla mnie ogromnym wsparciem, teraz wcale nie myślał o moich potrzebach, nie zdając sobie sprawy z tego, jak trudną decyzję podejmuje.

Po latach ciężkiej pracy, po wielu wyrzeczeniach, po poświęceniu całych swoich sił na to, by zapewnić synowi jak najlepszą przyszłość, on teraz chciał pozbawić mnie mojej jedynej stabilności.

Kiedy zapytałam go, jak sobie wyobraża moje życie bez tych pieniędzy, odpowiedział mi bardzo brutalnie, w sposób, którego w życiu się nie spodziewałam: „Znajdź sobie pracę, mamo, choćby jako sprzątaczka czy kasjerka”.

To, co powiedział, wybrzmiało w mojej głowie jak cios. Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę takie słowa od osoby, której poświęciłam całe swoje życie. Wtedy poczułam, że nie rozumie mojej sytuacji.

Czułam się zupełnie bezradna, zraniona i opuszczona. Jak to możliwe, że moje dziecko zapomniało, ile poświęciłam dla niego? Jak to możliwe, że patrzy na mnie jak na osobę, którą można zignorować, skoro jestem dla niego już tylko tłem w jego własnym życiu?

Trudne doświadczenia z przeszłości

Życie nigdy nie było dla mnie łatwe, ale zawsze starałam się dawać z siebie wszystko, by zapewnić mojemu synowi to, co najlepsze. Po rozwodzie z jego ojcem, który nie był w stanie docenić wartości rodziny, wychowywałam go sama, przez co musiałam stawić czoła wielu trudnościom.

Mój były mąż miał dobrze płatną pracę, ale wolał spędzać czas z kolegami i pijaństwem niż z rodziną. Z czasem postanowiłam, że nie będę dłużej żyć w takim związku i odejdę, by dać sobie i synowi szansę na lepsze życie.

Zabrałam syna, a po rozstaniu z mężem zamieszkałyśmy u mojej matki. To była trudna decyzja, ale potrzebowałam tego, by zacząć na nowo, od podstaw.

Niestety, z biegiem czasu mój były mąż zmarł, a mieszkanie, które po nim zostało, zaczęłam wynajmować, by móc utrzymać siebie i syna.

Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik