Szczerze mówiąc, nie mogę pojąć, czego Wiktoria i jej matka oczekują ode mnie. Z początku nasze spotkania były przypadkowe – widywałyśmy się na osiedlu, czasem w sklepie, czasem na ulicy. Mieszkałyśmy w tym samym sąsiedztwie, więc naturalnie dochodziło do takich sytuacji.
One często spacerowały z wózkiem, albo razem, albo jedna z nich, a ja, chcąc nie chcąc, musiałam na nie natrafiać. Pewnego dnia, gdy znów na nie trafiłam, Wiktoria z dumą oznajmiła mi: „To Pani wnuczka!”. A ja? Nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Odpowiedziałam krótko: „Wiem, i co z tego?”. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego miałabym reagować inaczej.
Relacje sprzed lat i ich ewolucja
Wiktoria i mój syn znali się od dziecka. Chodzili razem do pierwszej klasy, a ja miałam całkiem bliskie relacje z jej matką. Wtedy byłyśmy niemalże przyjaciółkami – na zmianę odbierałyśmy dzieci ze szkoły i organizowałyśmy im dodatkowe zajęcia.
Jednak nasze drogi rozeszły się, gdy postanowiłam przenieść syna do lepszej szkoły. Od tego czasu kontakt między nami ograniczał się do uprzejmych pozdrowień. Dzieci dorastały, ukończyły szkoły, a nasze życie toczyło się dalej, bez wzajemnych wizyt czy głębszych relacji.
Wszystko zmieniło się, gdy mój syn i Wiktoria znów zaczęli się spotykać. Usłyszałam o tym przypadkiem, gdy zobaczyłam ich wspólne zdjęcie w mediach społecznościowych. Było to dla mnie pewnym zaskoczeniem, ale nie chciałam ingerować. Byli przecież dorośli, a mój syn mieszkał już wtedy na własną rękę. Zapytałam go o to, ale odpowiedział wymijająco, więc uznałam, że nie ma sensu wtrącać się w jego życie.
Niechciane spotkanie i trudne decyzje
Pewnego dnia odezwała się do mnie matka Wiktorii. Zadzwoniła z informacją, że musimy się spotkać, bo Wiktoria jest w ciąży. Byłam stanowczo przeciwna takiemu spotkaniu. Przecież dzieci były już dorosłe, mieli po dwadzieścia trzy lata! Uznałam, że nie ma potrzeby, byśmy jako rodzice podejmowali za nich decyzje.
Oczywiście, poinformowałam syna o tej rozmowie i zapytałam, co zamierza teraz zrobić. Mój syn, choć niechętnie, przyznał, że wątpi w to, że dziecko jest jego. Nie planował zakładania rodziny ani ślubu, nie chciał także tego dziecka. Od razu powiedział o tym Wiktorii.
Decyzja Wiktorii o samotnym wychowaniu
Wiktoria, mimo stanowiska mojego syna, zdecydowała się na urodzenie dziecka. Ani ona, ani jej matka nie chciały słyszeć o innym rozwiązaniu. Podjęły decyzję, że będą same wychowywać dziecko.
Półtora roku temu urodziła dziewczynkę, którą teraz wspólnie się opiekują. Po porodzie Wiktoria wniosła pozew o ustalenie ojcostwa i alimenty. Testy DNA potwierdziły, że mój syn jest ojcem tego dziecka.
Teraz syn regularnie płaci alimenty, ale nie utrzymuje kontaktu z Wiktorią ani z jej córką. Nie ma ochoty wracać do tego rozdziału swojego życia, który był dla niego trudny i bolesny. Zresztą ja sama nie poruszam tego tematu w rozmowach z nim – nie ma sensu rozdrapywać starych ran.
Odpowiedzialność a wybory życiowe
Oczywiście, życie potrafi dać nam surowe lekcje, a dla mojego syna była to jedna z nich. Myślę, że zrozumiał swoje błędy i wyciągnął z nich wnioski. Każdy ma prawo do nauki na własnych doświadczeniach. Nie każdy jednak ma szansę, by zacząć wszystko od nowa. Wiktoria, mimo że miała wybór, zdecydowała inaczej. Od początku wiedziała, że jeśli zdecyduje się na dziecko, będzie musiała wychowywać je sama, z pomocą matki.
Nie było mowy o ślubie czy wspólnym wychowywaniu dziecka – mój syn jasno przedstawił swoje stanowisko. Dlatego trudno mi zrozumieć, dlaczego teraz miałabym czuć się winna wobec niej. Proponowaliśmy inne rozwiązania, byliśmy gotowi ponieść koszty, ale ostatecznie Wiktoria wybrała inną drogę. Nie ma powodu, by teraz obwiniać nas za tę sytuację.
Nowe życie syna i brak zaangażowania w sprawy Wiktorii
Obecnie mój syn mieszka w innej dzielnicy i ma nową partnerkę. Jest to poważny związek, a nawet wspominają o ślubie. Dziewczyna wie o dziecku, ale mimo początkowych wątpliwości, zaakceptowała tę sytuację. To ich życie, a ja staram się im nie przeszkadzać. Cieszę się, że mój syn układa sobie życie na nowo, a przeszłość zostawia za sobą.
Spotykam czasem Wiktorię i jej matkę na ulicy. Przechodzę obok nich bez słowa, nie czując potrzeby nawiązywania kontaktu. Widzę, że ich to rani, ale naprawdę nie wiem, czego ode mnie oczekują. Mam obowiązek interesować się ich życiem tylko dlatego, że moja krew płynie w tym dziecku? Dla mnie to obca dziewczynka, niezależnie od tego, kim jest dla niej mój syn.
Babcia czy obca osoba? Dylematy moralne
Czy naprawdę powinnam okazywać więcej zaangażowania w życie Wiktorii i jej córki? Czy z racji bycia babcią, mam obowiązek pomagać im, wspierać finansowo lub emocjonalnie? W mojej opinii, nie mam żadnych zobowiązań wobec Wiktorii. Mój syn płaci alimenty i to, według mnie, jest wystarczające. Wybory, które podjęła, były jej własne, a ja nie czuję się odpowiedzialna za ich konsekwencje.
Z jednej strony można by oczekiwać, że jako babcia powinnam zbudować więź z wnuczką. Z drugiej jednak, to moje życie i moje decyzje, tak samo jak Wiktoria miała swoje. I nie zamierzam odgrywać w tej historii roli, której nie wybrałam.