Jednak młody wiek, krótki staż pracy i niewielkie zarobki sprawiły, że nasze plany kredytowe upadły, a realizacja tych marzeń stała się niemożliwa.
Zostaliśmy w tym mieszkaniu na dłużej, niż się spodziewaliśmy, co początkowo wydawało się rozczarowaniem, ale z czasem nauczyliśmy się doceniać to, co mamy.
Oczywiście nie oznaczało to, że przestaliśmy marzyć o większym lokum. Nadal tęskniliśmy za przestronniejszym mieszkaniem, które mogłoby pomieścić naszą rosnącą rodzinę i dać nam więcej swobody.
Niemniej jednak, musieliśmy pogodzić się z faktem, że na razie nie będzie nas stać na większe mieszkanie, a nasze plany muszą poczekać na lepsze czasy.
Dopóki nie mieliśmy dziecka, życie w kawalerce wydawało się nieco łatwiejsze, a codzienna rutyna nie sprawiała nam aż takich trudności.
Mieszkanie było dostosowane do naszych potrzeb – mieliśmy sporo miejsca na przechowywanie rzeczy, ale nie były one jeszcze tak liczne jak teraz, kiedy mamy syna, a nasze życie nabrało zupełnie nowego tempa.
Po narodzinach dziecka przestrzeń w naszym mieszkaniu stała się jeszcze bardziej ograniczona, ponieważ nowe potrzeby wiązały się z dodatkowymi przedmiotami.
Zrezygnowaliśmy z wielu rzeczy, z wielu przedmiotów, by stworzyć przestrzeń na jego zabawki, ubrania, akcesoria i wszystkie te drobne przedmioty, które są niezbędne w codziennym życiu malucha.
Nawet łóżko, które kiedyś było wygodne i przestronne, zamieniliśmy na składany narożnik, by zaoszczędzić miejsce, które musieliśmy przeznaczyć na łóżeczko dla naszego synka, by miał swoje własne miejsce do spania.
Mimo że mieszkamy w ciasnym mieszkaniu, staramy się z mężem, by to miejsce było dla nas przytulne, funkcjonalne i jak najbardziej komfortowe, mimo trudności.
Dzień po dniu uczymy się kompromisów, a nasze życie staje się sztuką wykorzystywania każdej dostępnej przestrzeni, by znaleźć miejsce dla siebie i dla naszej rodziny.
Nieoczekiwana decyzja teściowej
Niedawno mąż wrócił do domu z wieścią, która zmieniła nasze życie w sposób, którego się zupełnie nie spodziewaliśmy.
Jego matka, po śmierci swojego męża, postanowiła zamieszkać z nami, czując się samotna i szukając wsparcia w rodzinie. Początkowo próbowałam zrozumieć jej decyzję, bo przecież nikogo nie powinno się zostawiać samego po takim przeżyciu, zwłaszcza po stracie bliskiej osoby.
Była w trudnej sytuacji – emocjonalnie, ale także praktycznie, zmagając się z samotnością i poczuciem pustki w domu. Czuła się opuszczona, bez wsparcia, więc szukała go w rodzinie, licząc na naszą pomoc.
Zrozumiałam jej potrzebę bycia blisko najbliższych, ale mimo tego nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak wszyscy zmieścimy się w tej ciasnej kawalerce, która już teraz wydaje się przytłaczająca.
Mieszkanie czterech osób na tak małej przestrzeni wydaje się nierealne, a ja nie wiedziałam, jak damy radę to wszystko pogodzić.
Już teraz trudno jest nam funkcjonować w trójkę, a co dopiero w czwórkę, kiedy każdy z nas potrzebuje choćby kawałka przestrzeni dla siebie.
Moja teściowa, która nie miała żadnego innego miejsca do życia, nie mogła zostać sama, dlatego zaczęła sugerować, że moglibyśmy zrezygnować z niektórych mebli, by zrobić miejsce na dodatkowe łóżko czy materac, co wydawało się jej najbardziej racjonalnym rozwiązaniem.
Propozycja, choć z pozoru praktyczna, wcale nie wydawała mi się odpowiednia, bo wyjęcie mebli w naszym mieszkaniu, które i tak jest pełne, wydawało się czymś bardzo trudnym do zaakceptowania.
Każdy centymetr przestrzeni w naszym mieszkaniu jest na wagę złota, więc wyjęcie kolejnych mebli, by zrobić miejsce dla niej, wydawało mi się absurdem, który postawi nas w jeszcze trudniejszej sytuacji.
Musieliśmy jednak podjąć decyzję, bo sytuacja była poważna. Czułam się rozdarta, z jednej strony rozumiałam jej sytuację, a z drugiej czułam, że muszę bronić granic naszej przestrzeni, które były tak trudne do utrzymania, bo w końcu to nasze życie.
Teściowa zaczęła naciskać, że to przecież naturalne, iż rodzina powinna się wspierać w trudnych chwilach, co jest zgodne z jej przekonaniami.
Kontynuację historii znajdziesz na następnej stronie…