Mój mąż od pół roku mieszka u swojej matki. Jej choroby to temat rzeka – zawsze coś jej dolega, a to zmusza go do przebywania przy niej. Przez krótszy czas było to do zniesienia, ale teraz czuję, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Zaczęłam odczuwać, że jego matka próbuje zniszczyć nasze małżeństwo pod pretekstem złego zdrowia.
Nie jest tajemnicą, że moja teściowa od zawsze miała trudności z zaakceptowaniem naszego związku. Od samego początku nie kryła swojego niezadowolenia z faktu, że jej ukochany syn wybrał mnie na swoją żonę. Jej niezadowolenie jednak nie wyrażało się wprost – nie chciała otwarcie konfrontować się z Mariuszem, by nie stracić jego zaufania. Zamiast tego próbowała mnie prowokować na różne subtelne sposoby.
Nowy pomysł teściowej: choroba jako broń
Gdy po ślubie zamieszkaliśmy razem, myślałam, że sytuacja się uspokoi. Mieliśmy swoje mieszkanie, a teściowa, choć niezadowolona, nie miała nad nami pełnej kontroli. Niestety, szybko znalazła sposób, by odzyskać wpływ na życie swojego syna. Zaczęła symulować różne choroby, które wymagały jego ciągłej obecności.
Mariusz, nieświadomy tego rodzaju manipulacji, za każdym razem wracał do niej, gdy tylko „czuła się gorzej”. Oczywiście dla niego była to naturalna reakcja – widział w swojej matce potrzebującą opieki starszą osobę. Przecież każda dolegliwość, którą zgłaszała, była inna: raz cierpiała na bóle pleców, innym razem miała zawroty głowy, a czasem kręgosłup odmawiał jej posłuszeństwa.
Próba zrozumienia sytuacji
Na początku sama dałam się zwieść. Gdy pierwszy raz jej stan zdrowia wyglądał naprawdę źle, pojechałam z mężem, by jej pomóc. Pierwsze dni faktycznie wyglądały poważnie, więc postanowiłam wesprzeć ją, wierząc, że przeżywa trudny okres. Ale już po kilku dniach zaczęłam zauważać, że jej „choroby” ustępują, gdy tylko Mariusz wychodził z domu. Gdy był z powrotem, objawy natychmiast wracały.
Podzieliłam się swoimi wątpliwościami z mężem, ale nie chciał mi uwierzyć. Teściowa grała swoją rolę perfekcyjnie, a ja postanowiłam, że nie dam się wciągnąć w tę grę. Wróciłam do domu, a mój mąż pozostał u matki jeszcze kilka dni, aż poczuła się lepiej.
Niekończący się cykl manipulacji
Niestety, ta sytuacja powtarzała się regularnie. Teściowa chorowała, mąż przenosił się do niej na czas nieokreślony, a ja zostawałam sama.
Gdy proponowałam wizytę u lekarza, teściowa nagle odzyskiwała siły, a mój mąż wracał do domu. Ale ten spokój trwał tylko chwilę – wkrótce znów pojawiały się nowe dolegliwości i cała historia zaczynała się od nowa.
Operacja – prawdziwa potrzeba opieki czy kolejne udawanie?
Prawdziwym punktem zwrotnym była operacja, którą teściowa przeszła pół roku temu. Po upadku i problemach z kolanem, lekarz zalecił zabieg, a po nim tydzień leżenia w łóżku. To była pierwsza sytuacja, w której rzeczywiście potrzebowała pomocy, a Mariusz stanął na wysokości zadania. Jednak po upływie zaleconego okresu rekonwalescencji, mąż nadal nie wracał do domu.
Matka zaczęła snuć opowieści o tym, jak to nie jest w stanie chodzić, jak omal nie przewróciła się, będąc sama w domu. Chociaż lekarze zapewniali, że operacja przebiegła bez problemów i może chodzić, teściowa przekonywała, że jest niezdolna do samodzielności.
Ultimatum – ostateczna decyzja
Po pół roku takiego życia postawiłam mężowi warunek – albo wraca na stałe, albo niech zabierze swoje rzeczy, bo ja mam dość. Zagroziłam rozwodem, na co on zareagował oskarżeniem, że nie potrafię go zrozumieć. Przekonywał mnie, że nie odpoczywa, lecz pomaga chorej matce, która go potrzebuje.
Moje znajome nie miały wątpliwości – radziły mi zakończyć ten związek, bo sytuacja była zbyt jasna. Mimo że długo wierzyłam, że rozsądek mojego męża zwycięży, teraz coraz bardziej skłaniam się ku myśli, że czas złożyć papiery rozwodowe.