Od zawsze miałam przed sobą wzór doskonałej pani domu – moją mamę, babcię i siostrę. Wychowałam się w otoczeniu, gdzie kobieta miała obowiązek radzić sobie ze wszystkim, nie tylko w domu, ale także zawodowo. Babcia wpajała mojej mamie, że idealna żona powinna być w stanie zadbać o każdy aspekt życia rodzinnego: dom powinien lśnić, posiłki być gotowe na czas, a dzieci mieć odrobione lekcje.
W dodatku kobieta musiała dokładać się do budżetu, pracując poza domem. To samo przekonanie przejęła moja mama, która wychowała mnie i moją siostrę w ten sam sposób. Siostra, która wcześniej założyła rodzinę, powiela te wzorce, zachowując się niemal identycznie jak nasza mama.
Mama jako niedościgniony wzór
Moja mama to prawdziwa perfekcjonistka. Tata nigdy nie miał pojęcia, gdzie w domu znajduje się cokolwiek, bo to ona zajmowała się absolutnie wszystkim. Wieczory spędzała, przeglądając sprawdziany mojej siostry i moje, podczas gdy tata odpoczywał po pracy, zmęczony całym dniem. Nie mam do niego pretensji – ciężko pracował, aby zapewnić nam godne życie, a efektem jego starań było między innymi to, że każda z nas dostała mieszkanie.
Mimo to, mama nie rezygnowała z pracy zawodowej. Uważała, że kobieta powinna nie tylko zajmować się domem, ale też przynosić dochody. Kiedy ja wyszłam za mąż, przez jakiś czas starałam się postępować podobnie, lecz wraz z narodzinami syna zaczęłam tracić kontrolę nad czasem i obowiązkami.
Obciążenie codziennymi obowiązkami
Mój mąż wychował się w domu, gdzie to matka zajmowała się wszystkim. Teściowa nie pozwalała mu angażować się w domowe obowiązki, uznając je za kobiecą domenę. Nic więc dziwnego, że po ślubie cała odpowiedzialność za dom i dzieci spadła na mnie. Kiedy urodziło się nasze drugie dziecko, miałam szczególnie trudny czas – zarówno ciąża, jak i poród były wyczerpujące. Zamiast wsparcia, mój mąż narzekał, że nie czeka na niego obiad, koszula nie jest wyprasowana, a ja nie wypełniam swoich obowiązków. Byłam wykończona, ale starałam się spełniać jego oczekiwania.
Przełom nastąpił, gdy mój starszy syn odmówił sprzątania swoich zabawek, mówiąc: „To babska robota, zrób to ty”. Byłam w szoku, jak bardzo jego postawa odzwierciedlała zachowanie mojego męża. Na szczęście miałam czas na ochłonięcie, zanim mąż wrócił z pracy. Kiedy dotarł do domu, usiadłam z nim, próbując wyjaśnić, że potrzebuję jego pomocy.
Prosiłam tylko o odrobinę wsparcia: aby przestał rozrzucać swoje rzeczy, zrobił czasem zakupy, zajął się dziećmi, abym mogła wziąć prysznic. Byłam przekonana, że zrozumie, że dzieci naśladują jego zachowanie i on jest dla nich wzorem.
Brak wsparcia i narastająca frustracja
Niestety, rozmowa z mężem nie przyniosła żadnych rezultatów. Odpowiedział, że to moja rola, by zajmować się domem i dziećmi, skoro jestem na urlopie macierzyńskim, a on pracuje zawodowo. „Dlaczego ja mam robić kobiecą robotę?” – powiedział.
Ostatnie jego słowa zabolały mnie najbardziej: „Ty sobie beze mnie nie poradzisz, a ja bez ciebie dam radę”. W tamtym momencie postanowiłam dać mu lekcję. Przestałam dla niego gotować, sprzątać i prasować. Postanowiłam wrócić do korepetycji, ale problemem było, kto zajmie się dziećmi, gdy będę pracować.
Rodzinna presja i walka o samodzielność
Moja mama, siostra, babcia i nawet teściowa nie zamierzały stanąć po mojej stronie. Wszystkie uważały, że to moja rola, by zająć się domem. „My dawałyśmy sobie radę, więc ty też musisz” – mówiły, nie proponując żadnej pomocy w opiece nad dziećmi. Na szczęście, mogłam liczyć na przyjaciółkę, która pomogła mi znaleźć rozwiązanie. Dzięki niej udało mi się zorganizować opiekę dla dzieci i wrócić do pracy.
Minęły już dwa miesiące od tej zmiany. Wiem, że sytuacja może doprowadzić do rozwodu, ale nie mogę już dłużej pozwalać, aby mąż i dzieci traktowali mnie z pogardą. Udało mi się wytłumaczyć starszemu synowi, jak ważne jest, by każdy w domu brał na siebie odpowiedzialność za obowiązki. Z najmłodszym staram się pracować tak, aby nigdy nie wypowiedział słów „to babska robota”.
Nowy początek
Mimo trudności, z jakimi muszę się zmierzyć, czuję, że postąpiłam słusznie. Zrozumiałam, że nie mogę dłużej spełniać oczekiwań innych kosztem własnego zdrowia i szczęścia. Moja wartość nie zależy od tego, czy będę w stanie sprostać tradycyjnym wzorcom kobiety, które wyznaczyły mi mama, babcia czy teściowa.
Każda kobieta zasługuje na wsparcie i szacunek, a ja musiałam zawalczyć o swoje prawa w tej relacji. Czas pokaże, co przyniesie przyszłość, ale wiem jedno – nie będę już pozwalać, aby ktoś mnie wykorzystywał. W nowym porządku w moim domu wszyscy muszą wziąć na siebie część odpowiedzialności, a nie tylko ja.