w

Mój syn poprosił mnie o przeprowadzkę do domku letniskowego, na co się nie zgodziłam. Wtedy próbował mnie przekupić.

Zawsze byłam troskliwą matką, a moje obawy o młodszego syna, Jarka, wynikały z troski o jego przyszłość. Nie sprzeciwiałam się małżeństwu z Alą z powodu jej osoby, lecz z powodu jego młodego wieku i braku życiowego doświadczenia.

Miał dopiero 27 lat, kiedy wreszcie znalazł stabilną pracę, a ja obawiałam się, że tak szybko podejmowana decyzja o założeniu rodziny może nie być do końca przemyślana. Jarek jednak nigdy nie był cierpliwy – jeśli coś postanowił, dążył do tego bez wahania.

Nowe wyzwania młodego małżeństwa

Zaledwie sześć miesięcy po ślubie Jarek i Ala wynajęli swoje pierwsze mieszkanie. Początkowo byli podekscytowani nowym etapem w życiu, ale szybko zdali sobie sprawę, jak wysokie są koszty wynajmu. Połowa ich dochodów szła na opłaty, a to znacznie utrudniało plany na przyszłość.

Wtedy zaczęli myśleć o zakupie własnego mieszkania, co oczywiście wymagało zgromadzenia wkładu własnego na kredyt hipoteczny. Byłam zadowolona, że zaczęli planować, ale nie spodziewałam się, co usłyszę niedługo później.

Niespodziewana prośba

Pewnego dnia Jarek przyszedł do mnie z poważną propozycją. Zwrócił się do mnie z prośbą, abym przeprowadziła się do naszego domku letniskowego, a on wraz z Alą zamieszkaliby w moim mieszkaniu. Ich zdaniem, taki układ pomógłby im szybciej zaoszczędzić pieniądze na wkład własny.

Syn próbował mnie przekonać, że w domku jest wszystko, czego potrzebuję – kanalizacja, ogrzewanie. „Mamo, to tylko na jakiś czas, gdy uzbieramy na kredyt, wrócisz do swojego mieszkania” – mówił. Byłam zaskoczona, ale starałam się rozważyć jego propozycję na chłodno.

Wątpliwości i przemyślenia

Choć propozycja mojego syna wydawała się logiczna z jego punktu widzenia, szybko zdałam sobie sprawę, że nie mogę się na to zgodzić. Znałam Jarka na wylot – jeśli przeprowadzą się do mojego mieszkania, straci motywację do dalszego oszczędzania.

Po co miałby zbierać pieniądze na kredyt, skoro miałby dach nad głową, który nie kosztuje go ani grosza? Wiedziałam, że taka wygoda sprawi, że stanie się mniej zmotywowany do rozwiązywania własnych problemów.

Dodatkowo, życie w domku letniskowym byłoby dla mnie dużym utrudnieniem. Pracuję zawodowo, a dojazd do miasta zajmuje sporo czasu. Zamiast uprościć swoje życie, musiałabym się jeszcze bardziej poświęcać. Nie rozumiałam, dlaczego miałabym oddać swoje mieszkanie, rezygnując z wygody i komfortu, na rzecz tego, by syn nie musiał się martwić swoimi problemami.

Decyzja i jej konsekwencje

Ostatecznie, po przemyśleniu wszystkiego, zdecydowałam, że nie mogę spełnić prośby Jarka. Następnego dnia powiedziałam mu, że nie zgadzam się na przeprowadzkę do domku letniskowego.

Zamiast tego zaproponowałam im wsparcie finansowe, które pomogłoby w pokryciu kosztów wynajmu, by nie musieli rezygnować z dotychczasowego mieszkania. Uważałam, że to lepsze rozwiązanie, które nie tylko umożliwi im dalsze oszczędzanie, ale również nauczy odpowiedzialności.

Niestety, moja decyzja nie spotkała się z aprobatą. Jarek poczuł się dotknięty, a jego żona była równie niezadowolona. Przez długi czas nie odzywali się do mnie, a nasze relacje stały się bardzo napięte. Zrozumiałam, że ich oczekiwania wobec mnie były inne, ale byłam przekonana, że postąpiłam słusznie.

Refleksja nad relacją z synem

Czasami zastanawiam się, czy moja decyzja była zbyt surowa, ale wiem, że kierowałam się dobrem syna. Chciałam, aby Jarek rozwijał się samodzielnie, aby nauczył się radzić sobie z trudnościami, które napotyka w życiu.

Nie mogę rozwiązywać wszystkich jego problemów – w końcu jest dorosły i musi umieć stawić czoła wyzwaniom. Mimo że nasze relacje teraz nie są takie jak dawniej, wierzę, że z czasem Jarek zrozumie, dlaczego podjęłam taką decyzję.