Związek to piękna, ale również skomplikowana relacja, w której każdy z partnerów staje przed wyzwaniami codziennego życia. Ja i mój partner zaczęliśmy rozważać, czy nie nadszedł czas, aby zamieszkać razem. Ja już mieszkam sama, a on nadal żyje z rodzicami, co tworzy pewną różnicę w naszych codziennych realiach.
Przedstawiliśmy sobie naszych rodziców i spędzamy coraz więcej czasu w moim mieszkaniu. Zazwyczaj po wspólnych wyjściach do kina czy kawiarni wracamy do mnie, gdzie to ja odpowiadam za przygotowanie kolacji i śniadania.
Wydatki i wątpliwości
Z biegiem czasu zauważyłam, że moje wydatki zaczęły rosnąć, a mój partner ma naprawdę duży apetyt. To skłoniło mnie do refleksji nad tym, czy nie powinnam poprosić go o pomoc w finansowaniu naszych wspólnych posiłków. Zaczęłam się zastanawiać, jak zareaguje, jeśli poproszę go o wsparcie w robieniu zakupów. Obawiałam się, że może to być temat delikatny i nie chciałam, aby poczuł się urażony.
W poszukiwaniu odpowiedzi zwróciłam się do przyjaciółek. Ich opinie były podzielone. Jedna z nich zapewniła mnie, że nie ma w tym nic złego – że powinnam śmiało poprosić go o pomoc. Druga natomiast zasugerowała, że powinien sam się domyślić i jeśli tego nie zrobił, to może to być znak, że warto przemyśleć całą relację.
Szczera rozmowa i niespodziewany rozwój sytuacji
Postanowiłam porozmawiać z partnerem. Powiedziałam mu wprost, że chciałabym, aby czasami sam zajął się zakupami. Ku mojemu zaskoczeniu nie tylko nie miał nic przeciwko, ale przeprosił, mówiąc, że po prostu o tym nie pomyślał. Wydawało się, że sprawa została rozwiązana.
Kilka dni później zadzwonił z informacją, że wpadnie na kolację. Poprosił, żebym niczego nie kupowała ani nie przygotowywała, ponieważ to on tym razem zadba o jedzenie. Ucieszona tą niespodzianką, wyobrażałam sobie romantyczny wieczór. Kupiłam nawet fartuch, wyobrażając sobie, jak mój ukochany gotuje dla nas wspólną kolację.
Rozczarowanie – co poszło nie tak?
Kiedy przyszedł, wniósł torbę pełną jedzenia, jednak to nie były produkty, które miałam nadzieję razem z nim przygotować. Zamiast tego, wyciągnął pojemniki z gotowymi daniami: gołąbkami, kotletami, kaszą i sałatką. Wszystko to zostało przygotowane przez jego matkę. Miał nawet termos z herbatą! Zdziwiona, zapytałam go, co to ma znaczyć. Odpowiedział, że przecież prosiłam o kolację, a on dostarczył jedzenie. Zawiedziona, schowałam kupiony fartuch i wszystkie dania do lodówki.
Nasz wieczór upłynął spokojnie. Obejrzeliśmy film, wybraliśmy się na spacer, a później wróciliśmy do mojego mieszkania i zjedliśmy te same potrawy, które przyniósł. Rano, jak zwykle, pojechał do siebie, zabierając ze sobą pozostałe jedzenie.
Codzienna rutyna – czy to jest normalne?
Od tego momentu nasza rutyna stała się jeszcze bardziej specyficzna. On przynosi jedzenie w pojemnikach przygotowanych przez swoją matkę, ja czasem gotuję, a czasem jemy to, co przynosi. Co drugi dzień powtarza się ten sam schemat: ja gotuję, on przynosi jedzenie, a potem znowu ja. Przyjaciółki zaczęły się śmiać, sugerując, że nawet kiedy zamieszkamy razem, jego mama będzie dostarczać nam jedzenie w pojemnikach, wspierając naszą codzienność.
Brak zaangażowania – problem do przemyślenia
Ostatnio zasugerowałam, abyśmy wspólnie zrobili zakupy i przygotowali kolację razem. Byłam przekonana, że wspólne gotowanie mogłoby nas zbliżyć. Niestety, jego odpowiedź mnie zaskoczyła. Stwierdził, że ostatnio to on płacił za wszystko, więc teraz nie ma zamiaru ani płacić, ani gotować. Chętnie spędzi czas ze mną, ale bez większego zaangażowania w te obowiązki.
Pierwszy związek – nauka na przyszłość
To mój pierwszy poważny związek, dlatego mam wiele wątpliwości. Nie do końca wiem, jak powinno to wyglądać, ale mam wrażenie, że przynoszenie jedzenia od matki przez mojego partnera nie jest do końca naturalnym rozwiązaniem.
Zastanawiam się, czy to normalne w relacjach partnerskich, i czy tak powinno wyglądać nasze wspólne życie. Mam nadzieję, że z czasem uda nam się znaleźć równowagę i zrozumienie w tych kwestiach, ale na ten moment czuję się zagubiona.