w

Na Wigilię zaprosiłam do siebie byłą synową z wnukami, a synowi zabroniłam przychodzić.

Choć wydaje się to być tylko decyzją dwojga dorosłych ludzi, w rzeczywistości miała o wiele głębsze konsekwencje.

W życiu, które wcześniej wydawało się być stabilne, pełne ciepła i miłości, nagle zapanował chaos.

Choć dla wielu może to brzmieć jak normalna sytuacja, która zdarza się w życiu, ja nie mogłam przejść obojętnie obok tej zmiany, która wydawała się być tak egoistyczna i krótkowzroczna.

Od samego początku trzymałam stronę Gosi, mojej synowej. Dla mnie było to absolutnie oczywiste – mój syn postąpił w sposób egoistyczny, nie myśląc o konsekwencjach swoich działań, które miały ogromny wpływ na jego rodzinę.

Zniszczył coś, co było dla mnie cenne, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa i szczęścia – zniszczył naszą rodzinę. Nie rozumiałam, jak można tak łatwo porzucić nie tylko partnera, ale i dzieci, dla jakiejś ulotnej relacji.

Mój syn zniszczył rodzinę, a nie myślał o tym, co to oznacza dla jego dzieci, jakie rany będą musiały one nosić przez całe życie. W moich oczach stał się osobą, której zachowanie było mi całkowicie obce.

I mimo że podejmował decyzje dorosłego mężczyzny, nie potrafiłam tego zaakceptować. To nie było coś, z czym mogłabym się pogodzić.

Nawet jeśli regularnie płacił alimenty i spełniał swoje obowiązki finansowe, to nie miało to dla mnie znaczenia. Dzieci nie potrzebują tylko wsparcia finansowego, nie można tego sprowadzać do samego aspektu materialnego.

Dzieci potrzebują miłości, obecności ojca, poczucia bezpieczeństwa i stabilności, które są podstawą rozwoju każdego człowieka. A tego zabrakło moim wnukom, kiedy mój syn podjął swoją decyzję.

Wysoka cena decyzji mojego syna

Decyzja mojego syna, by porzucić rodzinę i odejść, miała dla mnie ogromną cenę, którą trudno było zapłacić. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że nie mogłam tego zrozumieć ani zaakceptować.

Choć rozwód był już ostatecznością, bo nie chciałam, by cokolwiek zaszkodziło naszej rodzinie, to jednak dla mnie to, co zrobił mój syn, było czymś niewybaczalnym.

Zamiast stawić czoła odpowiedzialności, zamiast walczyć o swoją rodzinę i swoje dzieci, on po prostu ją porzucił. Zdecydował się na życie, które dla mnie było łatwiejsze, bo pozbawione ciężaru odpowiedzialności za rodzinę i dzieci.

Wiele osób może powiedzieć, że to jego życie, jego wybory, ale ja nie potrafiłam tego zrozumieć.

Nie rozumiałam, jak można tak łatwo przejść obok czegoś, co wcześniej było fundamentem twojego życia, jak można z dnia na dzień zerwać więzi, które były budowane przez lata.

Została mi Gosia, moja synowa, która mimo że była głęboko zraniona, nigdy nie zrezygnowała z wychowywania dzieci na wysokim poziomie, mimo że jej życie stało się o wiele trudniejsze.

Zawsze dbała o to, by jej dzieci czuły się kochane, by były otoczone miłością i opieką, nawet jeśli warunki do tego były coraz trudniejsze.

To ona musiała ponieść konsekwencje decyzji mojego syna, to ona musiała stać się głową rodziny, to ona miała na swoich barkach odpowiedzialność za wszystko, za dzieci, za dom, za wszystko, co się działo.

Z jej strony było to ogromne poświęcenie, które zasługiwało na szacunek i wsparcie, a nie na osamotnienie i porzucenie przez męża.

Gosia nigdy nie zrezygnowała z wychowywania dzieci z miłością i oddaniem, mimo że jej życie stało się znacznie trudniejsze. Warto pamiętać, że nie chodziło tutaj o pieniądze, nie chodziło o materialne wsparcie, bo tego często ludzie nie rozumieją.

Najważniejsze w życiu dzieci są nie tylko pieniądze, ale także obecność rodziców, poczucie bezpieczeństwa, miłość, która daje im siłę na przyszłość.

Zostając z dziećmi w tej trudnej sytuacji, Gosia udowodniła, że to, co dla niej najważniejsze, to dobro jej dzieci i rodziny. To była prawdziwa siła, której nie potrafił zrozumieć mój syn.

Choć był obecny finansowo, nie był obecny w codziennym życiu swoich dzieci, nie był obecny w ich rozwoju, w ich emocjonalnym dorastaniu.

Kontynuację historii znajdziesz na następnej stronie…

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik