Kiedy nasza córka rozpoczęła studia, podjęliśmy z mężem decyzję, aby wspierać ją finansowo. Chcieliśmy, by mogła w pełni skupić się na nauce, rozwijać swoje zainteresowania i korzystać z możliwości, jakie daje młodość i czas studiów.
Regularnie przekazujemy jej połowę wynagrodzenia męża, co stanowi znaczącą kwotę, zważywszy, że córka nie podjęła się pracy dorywczej, by skupić się na nauce. Byliśmy przekonani, że zapewniamy jej stabilność i komfort, niezbędne do osiągania sukcesów.
Ostatnie wydarzenia skłoniły nas jednak do refleksji. Czy nasza pomoc faktycznie wspiera jej rozwój? Czy nasze środki są dobrze wykorzystywane?
A może nasza hojność sprawia, że córka traci poczucie odpowiedzialności za finanse? Te pytania nabrały szczególnej wagi po niespodziewanej wizycie, którą zorganizowaliśmy w jej akademickim mieście.
Niezapowiedziana Wizyta
Postanowiliśmy odwiedzić córkę bez wcześniejszego uprzedzenia. Uważaliśmy, że taka niespodzianka pozwoli nam zobaczyć jej codzienne życie w najczystszej postaci, bez przygotowań i upiększeń.
Chcieliśmy zrozumieć, jak radzi sobie w nowej rzeczywistości studenckiej i czy nasza pomoc przynosi oczekiwane rezultaty.
Już na samym początku wizyty natrafiliśmy na pierwsze niespodzianki. Na dworcu córka zaproponowała, abyśmy do jej mieszkania pojechali taksówką. My z mężem jesteśmy przyzwyczajeni do oszczędzania, dlatego zasugerowaliśmy autobus, który byłby znacznie tańszy.
Ona jednak stanowczo obstawała przy taksówce, a kurs, choć krótki, kosztował nas prawie 50 złotych. To, co dla nas było zbędnym wydatkiem, dla niej zdawało się czymś zupełnie naturalnym. Już wtedy poczułam niepokój. Czyżby straciła poczucie wartości pieniądza?
Kiedy dotarliśmy na miejsce, zaskoczyła nas kolejna rzecz. Jej mieszkanie, choć wynajmowane, było urządzone z przepychem, który bardziej przypominał dom osoby zamożnej niż skromnego studenta.
Eleganckie ozdoby, świeże kwiaty, starannie dobrane ramki ze zdjęciami – wszystko to wyglądało pięknie, ale budziło pytania. Dlaczego wydawać pieniądze na takie rzeczy, skoro nie są one niezbędne? Czy nie lepiej było te środki zaoszczędzić lub przeznaczyć na rzeczy bardziej praktyczne?
Kontrast w Stylu Życia
Znamy realia życia studentów. Widzimy to choćby na przykładzie dzieci mojej siostry, które studiują w stolicy. Ich mieszkania są skromne, ale czyste i schludne.
Dbają o każdy grosz, często rezygnując z przyjemności, aby starczyło na najpotrzebniejsze rzeczy. A nasza córka? Wygląda na to, że obrany przez nią styl życia znacząco odbiega od tego, czego się spodziewaliśmy.
Ostatni rok był dla nas szczególnie trudny pod względem finansowym. Staraliśmy się ograniczać wydatki na wszelkie możliwe sposoby. Zamiast drogich detergentów używałam octu do sprzątania, zakupy robiłam wyłącznie na promocjach, a stare buty naprawiałam u szewca, by nie kupować nowych.
Tymczasem córka zaprasza nas do drogiej restauracji, zamawia mnóstwo jedzenia, które ostatecznie zostaje na talerzu, i zachowuje się tak, jakby koszty nie miały żadnego znaczenia.
Na dodatek chwaliła się nowymi butami – drogimi, markowymi, które zdawały się być bardziej symbolem prestiżu niż praktycznym wyborem. Jak można tak nieodpowiedzialnie podchodzić do finansów?
Czułam, jak narasta we mnie rozczarowanie. Przecież te pieniądze, które jej przekazujemy, są owocem naszej ciężkiej pracy i wyrzeczeń.
Emocjonalny Dystans
W trakcie wizyty zauważyliśmy jeszcze jeden problem, który poruszył nas głęboko. Córka wydawała się być coraz bardziej odległa emocjonalnie.
Jej styl życia, sposób myślenia i priorytety zaczęły znacząco odbiegać od tych, które staraliśmy się jej wpoić. Czy to możliwe, że nasza pomoc finansowa, choć dobrze intencjonalna, przyczyniła się do powstania tego dystansu?
Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…