To urządzenie nie było tylko telefonem, ale czymś, co ma status. I choć wiedziałam, że to nie jest najważniejsze w życiu, nie mogłam jej tego wytłumaczyć w sposób, który by ją przekonał.
Byłam rozdarta. Czułam się, jakbym stała w obliczu dwóch sprzecznych światów. Z jednej strony była Kasia, moje ukochane wnuczka, która marzyła o czymś, co wydawało się nierealne.
Z drugiej – była rzeczywistość, z którą musiałam się zmierzyć. Co mogłam zrobić? Jak mogłam pogodzić pragnienie wnuczki z rzeczywistością finansową?
Rodzinna Dyskusja
Postanowiłam porozmawiać o tym z moim synem i jego żoną, licząc na jakieś wsparcie lub choćby pomysły, jak rozwiązać tę trudną sytuację. Niestety, nie otrzymałam odpowiedzi, której się spodziewałam.
Syn i jego żona wyjaśnili mi, że obecnie mają swoje wydatki i nie są w stanie dołożyć się do prezentu.
Zasugerowałam, żebyśmy złożyli się na prezent, bo przecież Kasia nie była tylko moją wnuczką, ale i ich córką, a więc to oni również powinni poczuć się odpowiedzialni za jej zadowolenie. Niestety, odpowiedź brzmiała: „To Twoja decyzja, babciu, możesz zrobić, jak uważasz”.
Zapytałam ich, co by zrobili na moim miejscu. Moje pytanie spotkało się z ciszą, a potem odpowiedzieli tylko, że każdy z nas ma swoje priorytety. No cóż, to chyba nie była pomoc, na którą liczyłam.
Czułam się jak między młotem a kowadłem. Z jednej strony chciałam spełnić życzenie Kasi, z drugiej – musiałam dbać o swoje oszczędności. Przecież emerytura to skromne pieniądze, a życie kosztuje.
Zastanawiałam się, co byście zrobili na moim miejscu. Jakie macie rady? Jak pogodzić pragnienia wnuczki z rzeczywistością finansową? To pytanie nie dawało mi spokoju.
Przypomniałam sobie, jak moi rodzice wychowywali mnie i moich braci. Wtedy, w latach 60. i 70., nie było telefonów, nie było komputerów, a najważniejszym prezentem na urodziny były książki czy ręcznie robione zabawki.
Nikt nie myślał o telefonach, a już na pewno nie o takich, jak dzisiejsze smartfony. Niezwykle trudno było zaakceptować, jak bardzo zmieniły się wartości. Czy to naprawdę był postęp, czy może raczej zamach na to, co kiedyś było naprawdę ważne?
Rozważałam różne scenariusze – może niekoniecznie muszę jej dawać telefon, ale czy można to jakoś sprytnie obejść? Może powinnam skupić się na czymś, co wywoła podobną radość, ale jednocześnie nie narazi mnie na zrujnowanie moich finansów?
Z drugiej strony zastanawiałam się, czy takie gadżety naprawdę dają szczęście. Może to, czego Kasia naprawdę potrzebuje, to nie nowy telefon, ale po prostu więcej czasu z rodziną, czas na rozmowy, na wspólne chwile, które zostaną z nią na dłużej niż jakikolwiek prezent.
Czas Refleksji
Po rozmowie z synem i jego żoną czułam się samotna w tej decyzji. Nie byłam pewna, co zrobić. Usiadłam w fotelu z filiżanką herbaty i zaczęłam rozważać wszystkie możliwości.
Czy mogłam znaleźć złoty środek? Może coś, co będzie kompromisem między tym, czego Kasia chciała, a na co mogłam sobie pozwolić?
Pomyślałam o tym, co w dzieciństwie dawało mi prawdziwą radość. To nie były rzeczy materialne, ale chwile spędzone z rodziną – wspólne pieczenie ciast z mamą, wieczory przy książkach, a nawet zwyczajne rozmowy.
Czy mogłam w jakiś sposób przekazać Kasi te wartości? Czy one w ogóle miały dla niej znaczenie w świecie pełnym mediów społecznościowych i technologicznych gadżetów?
Postanowiłam wybrać się na spacer, by oczyścić umysł. Powietrze było rześkie, a w parku unosił się zapach opadających liści.
Spacerując, myślałam o tym, jak zmienił się świat i jak wciągnął nas wszystkich w wir materializmu.
Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…