Jednak teraz, gdy jestem dorosła, nie zamierzam godzić się na jej toksyczne zachowanie, które nie służy ani mnie, ani mojemu rozwojowi.
Zrozumiałam, że próba „zasługiwania” na jej miłość tylko mnie raniła i nie prowadziła do niczego dobrego. Wydaje mi się, że kiedy człowiek dorasta i staje się świadomy swoich potrzeb i granic, zaczyna dostrzegać, że nie ma sensu walczyć o akceptację, aprobatę czy miłość kogoś, kto nie potrafi nas zrozumieć ani zaakceptować takimi, jakimi jesteśmy.
Moje życie, mój rozwój, moje szczęście i poczucie spełnienia zależy teraz tylko i wyłącznie od moich własnych decyzji, od tego, w jaki sposób ja sama kształtuję swoje codzienne wybory i życie.
To, co robiłam przez lata – próbując zaimponować mamie, próbując jej udowodnić, że jestem wystarczająco dobra – już nie jest moim celem ani motywacją. Użyłam tej energii do budowania lepszych, zdrowszych relacji z moimi bliskimi i z samą sobą, co stało się moim priorytetem.
Mimo tego wszystkiego, czuję wdzięczność za to, czego nauczyła mnie mama, nawet jeśli było to trudne. Wychowała mnie w sposób, który nauczył mnie samodzielności, niezależności i odpowiedzialności, co doceniam i co pozwala mi teraz być silną kobietą.
Jednak to, co miało być jej wsparciem, stało się dla mnie ciężkim więzieniem emocjonalnym. Przestałam się czuć winna, że nie spełniam jej oczekiwań, że nie jestem tym, czego oczekiwała, i przestałam się bać, że nie będę jej wystarczająco dobra, ponieważ to ja decyduję o tym, kim jestem.
Sytuacja awaryjna, która zmieniła wszystko
Latem miała miejsce sytuacja, która stała się punktem zwrotnym w mojej relacji z mamą. Musiałam zostać w pracy dłużej z powodu ważnego spotkania, które przeciągnęło się na kilka godzin, a ja nie miałam już możliwości odebrać Laury z przedszkola, co zawsze było moim obowiązkiem.
W mojej rodzinie nikt inny nie mógł mi pomóc, a sytuacja stawała się coraz bardziej napięta.
Mój mąż był bardzo zajęty zawodowo i nie mógł się w tej chwili zaangażować, a teściowa miała umówioną wizytę u lekarza, więc zwróciłam się do mamy, licząc, że jak zwykle w takich sytuacjach, będzie mogła mi pomóc.
Zwykle liczyłam na nią w takich sytuacjach, choć wiedziałam, że nie zawsze będzie to proste, bo jej reakcje bywały różne.
Wiedziałam, że mieszka zaledwie 15 minut spacerem od przedszkola Laury, więc pomoc w tej sprawie nie powinna być dużym problemem, a jednak wciąż obawiałam się jej reakcji.
Niestety, odpowiedź mojej mamy była zupełnie nieoczekiwana i bardzo rozczarowująca. Stwierdziła, że nie może przyjść, ponieważ padał deszcz i było zimno, co wydawało mi się zupełnie absurdalne, ponieważ nie rozumiałam, jak można odmówić pomocy w tak prostej, zwykłej sprawie, jak odbiór dziecka z przedszkola, który wcale nie wymagał wielkiego wysiłku.
Zamiast zaoferować mi jakąkolwiek pomoc, mama oświadczyła, że nie widzi potrzeby, żeby się wysilić, bo nie czuła się zobowiązana, by pomóc mi w tej kwestii.
To złamało moje serce, bo to była już kolejna sytuacja, w której czułam, że nie liczę się dla niej na równi z jej własnymi, drobnymi potrzebami i wygodami.
Chociaż poczułam się zdradzona i rozczarowana zachowaniem mamy, udało się jakoś znaleźć rozwiązanie. W końcu to teściowa odebrała Laurę, mimo że musiała zrezygnować ze swojej wizyty i zapłacić za taksówkę, co nie było łatwą decyzją.
Czułam się z tym bardzo źle, ponieważ pani Klaudia, moja teściowa, zawsze nam pomagała, a teraz musiała poświęcić swoje zdrowie i czas, by pomóc w takiej błahej, wydawałoby się, sprawie, jak odebranie dziecka.
Jednak nie to mnie zabolało najbardziej. Zraniona byłam tym, że mama, której powinnam ufać i która powinna być dla mnie podporą, odrzuciła moją prośbę w sposób, który ranił mnie głęboko, pozostawiając mnie w poczuciu osamotnienia i niezrozumienia.
Niezrozumiałe podejście matki
Wieczorem, około godziny 21, mama zadzwoniła. Zapytała spokojnym, obojętnym tonem, czy ktoś odebrał Laurę z przedszkola, jakby to była zupełnie zwyczajna sprawa, niewarta większej uwagi.
Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…