Mateusz od dawna sygnalizował, że nie jest zadowolony z naszego małżeństwa. Coraz częściej dochodziło do konfliktów, a ja czułam, że nasze wspólne życie zaczyna się rozpadać. Pewnego dnia, po kolejnej kłótni, oznajmił mi bez ogródek, że ma dość – moich problemów, ciągłych spięć i ingerencji mojej matki w nasze sprawy.
Chciał odejść i rozpocząć życie na nowo, ale bez definitywnego zakończenia naszego małżeństwa. Postanowiliśmy więc wstrzymać się z rozwodem, jednak jego wyprowadzka stała się faktem. Przez kolejny rok i pół żyłam sama, próbując jakoś poukładać swoje życie.
Powrót Mateusza po latach milczenia
Minęło półtora roku, odkąd Mateusz odszedł. Przez ten czas ani razu się ze mną nie skontaktował, nie odbierał moich telefonów, nie odpowiadał na wiadomości. Dlatego, kiedy pewnego dnia niespodziewanie usłyszałam dzwonek do drzwi, byłam zaskoczona.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam go stojącego na progu. Wyglądał na zdziwionego i niepewnego. Zapytał, co się dzieje z jego mieszkaniem, jakby nadal uważał je za swoją własność. Bez wahania odpowiedziałam, że to mieszkanie nie należy już do nas.
Konfrontacja i bolesna prawda o utracie mieszkania
Jego zdezorientowana twarz, kiedy usłyszał, że mieszkanie już nie jest nasze, była wymowna. Był przekonany, że wszystko jest w porządku, że nadal jesteśmy właścicielami. Gdyby tylko odpowiadał na moje próby kontaktu, wiedziałby, że sytuacja jest zupełnie inna.
Wyjaśniłam mu, że mieszkanie zostało przejęte przez bank z powodu zaległości w spłacie kredytu. Mateusz wydawał się kompletnie zaskoczony, nie miał pojęcia, jakie długi na nas ciążą. W jego głosie zabrzmiała niepewność, kiedy przyznał, że „ostatnio” miał problemy finansowe, ale pół roku braku wpłat nazwałam czymś więcej niż „ostatnim”.
Życie po stracie domu
Kiedy zorientował się, że mieszkanie już nie należy do nas, zapytał, dlaczego wciąż tu mieszkam. Wyjaśniłam mu, że obecny właściciel wynajmuje mi je, a ja, mimo wszystko, postanowiłam zostać w miejscu, które kiedyś było naszym domem.
Mateusz wyraził chęć powrotu, jakby nic się nie stało, jakby nadal mógł tu zamieszkać. Niestety, sprawy nie były już takie proste. Odrzuciłam jego propozycję, tłumacząc, że w tej chwili reguły dyktuje właściciel, a ja nie życzę sobie, by wracał do miejsca, które zaniedbał.
Ostateczne rozstanie i brak współczucia
Mateusz błagał mnie o zrozumienie, twierdził, że nie ma dokąd pójść. Jego słowa, które kiedyś mogłyby wzbudzić we mnie współczucie, teraz nie miały już znaczenia. Jego długie milczenie i brak wsparcia w najtrudniejszym czasie sprawiły, że nie czułam już do niego niczego.
Pozwoliłam mu zostać na chwilę, by odpoczął i mógł zebrać siły, ale postawiłam jasne warunki – nie chciałam go już nigdy więcej widzieć. Dla mnie to rozdział, który został zamknięty, i nie zamierzałam go otwierać na nowo. Decyzja była ostateczna: jego problemy nie były już moim zmartwieniem.