Zaczęło się od konieczności przedłużenia mojego czasu w pracy, a potem ledwo zdążyłam odebrać córkę z zajęć baletowych. Po drodze do domu jeszcze wstąpiłam na zakupy, starając się zrobić je jak najszybciej, jednak mimo to, wróciłam dopiero wieczorem. Byłam wyczerpana, marzyłam tylko o chwili relaksu – ciepłej kąpieli i wygodnym łóżku.
– Mamo, zrobisz naleśniki? – zapytała Hania z błagalnym wyrazem twarzy.
Chciałam odmówić, bo byłam na granicy wytrzymałości, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszałam kolejne pytanie:
– A pomożesz mi zrobić plakat o sportach zimowych?
Westchnęłam głęboko, wiedząc, że moje marzenie o odpoczynku musi poczekać. Moje dziecko potrzebowało mnie teraz, a to było najważniejsze.
Nocny obowiązek i zapomniana rozmowa
Mąż, Tomek, który pracuje jako kierowca tira, był w trasie, jak to ma w zwyczaju przez trzy tygodnie. Mamy taki rytuał, że codziennie wieczorem dzwonimy do siebie, aby porozmawiać o tym, jak minął nam dzień. Jednak tej nocy, kiedy skończyłam pomagać Hani z plakatem i sprzątać kuchnię, było już po północy. Zdałam sobie sprawę, że nie zadzwoniłam do Tomka. Byłam zbyt zmęczona, by nadrobić to teraz, uznając, że pewnie już śpi. Przekonałam siebie, że zadzwonię do niego rano i zasnęłam.
Niepokojące przebudzenie
W środku nocy obudziło mnie dziwne uczucie – miałam wrażenie, jakby ktoś szarpał mnie za ramię, czując przy tym lekki ból. Spojrzałam na zegarek, była trzecia piętnaście. Zamiast ponownie zasnąć, mój wzrok przyciągnął świecący ekran telefonu leżącego na szafce nocnej. Chociaż urządzenie było wyciszone, widać było, że ktoś dzwonił.
– Może to Tomek – pomyślałam. – Może coś się stało i dlatego dzwoni o tej porze.
Jednak zamiast znajomego numeru, na ekranie widniał napis „numer nieznany”. Zmieszana, odłożyłam telefon, próbując zignorować ten dziwny incydent. Telefon jednak dzwonił ponownie, co chwilę, jakby ktoś chciał mnie pilnie ostrzec.
– A może to jednak Tomek, może coś się stało? – Z bijącym sercem sięgnęłam po telefon i odebrałam.
– Halo? – zapytałam, ale w słuchawce słyszałam tylko dziwne trzaski i szumy.
– Proszę przestać, to nie jest śmieszne! – wykrzyknęłam, coraz bardziej zdenerwowana.
Wtedy usłyszałam cichy, daleki głos. Głos, który znałam aż za dobrze.
Głos z przeszłości
– Martusiu… – usłyszałam, a telefon niemal wypadł mi z ręki. To był głos mojej matki, która zmarła dwa lata temu. Mimo, że to wydawało się niemożliwe, nie miałam wątpliwości. To była ona.
– Mamo? To ty? – pytałam gorączkowo, ale w głowie miałam tylko jedną myśl: to musi być sen.
– Marta, musisz zadzwonić do Tomka… Zrób to teraz! – głos w słuchawce słabł, aż w końcu zamilkł całkowicie, a połączenie zostało przerwane.
Chociaż serce waliło mi jak młot, próbowałam uspokoić się i zasnąć ponownie. Przekonałam siebie, że to był tylko dziwny sen, który niedługo zostanie zapomniany.
Niepokojące przebudzenie
Kiedy obudziłam się ponownie, zegarek wskazywał 4:30. Nagle przypomniałam sobie dziwny sen i słowa mamy. Wzięłam telefon do ręki, nerwowo wybierając numer Tomka. Po kilku sygnałach usłyszałam jego zaspany głos.
– Marta? Co się stało? Coś z Hanią? – zapytał zaniepokojony.
– Nie, wszystko w porządku. Po prostu nie mogłam spać i chciałam sprawdzić, czy u ciebie wszystko dobrze – odpowiedziałam, starając się ukryć drżenie głosu.
Choć wiedziałam, że budzenie go w takiej porze mogło być przesadą, czułam, że musiałam to zrobić. Mąż tylko się zaśmiał.
– To dobrze, że zadzwoniłaś. Dzięki temu wcześniej wyjadę i szybciej dotrę na miejsce. A ty spróbuj jeszcze zasnąć. Kocham cię – powiedział z uśmiechem, a ja rozłączyłam się, czując ulgę, ale i dziwne uczucie niepokoju.
Dziwne odkrycie
Zanim odłożyłam telefon, postanowiłam sprawdzić historię połączeń, by upewnić się, że to, co przeżyłam w nocy, nie było snem. Z niedowierzaniem zauważyłam, że w nocy nie było żadnych połączeń. Ani od mamy, ani od nikogo innego. Chociaż chciałam to zignorować, myśli o nocnym wydarzeniu nie opuszczały mnie przez cały poranek.
Zdecydowałam się wykorzystać sobotę, dzień wolny od pracy, na przygotowanie czegoś wyjątkowego do jedzenia. Pomyślałam o rosole i szarlotce, próbując skupić się na codziennych obowiązkach, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś się wydarzy.
Telefon, który zmienił wszystko
Gdy byłam w kuchni, telefon zadzwonił ponownie. Tym razem na ekranie pojawiło się imię Tomka. Odebrałam, uśmiechając się na myśl, że już za nim tęsknię.
– Martuś, nie uwierzysz, co się stało – usłyszałam w jego głosie niepokój. – Gdybyś nie zadzwoniła do mnie tak wcześnie, nie wiem, czy teraz bym rozmawiał z tobą.
Ścierka wypadła mi z rąk.
– O czym mówisz? – wyszeptałam, czując, jak serce zamarło mi w piersi.
– Po twoim telefonie wyruszyłem wcześniej. Teraz widzę w telewizji, że motel, w którym nocowałem, eksplodował zaledwie godzinę po moim wyjeździe. Gdyby nie twój telefon, mogłem tam zostać… Dzięki tobie żyję.
– Dzięki Bogu… – wyszeptałam.
Tomek próbował mnie uspokoić, opowiadając, że teraz potrzebuje chwili, by dojść do siebie. Rozłączył się, obiecując, że niedługo wróci do domu.
Wdzięczność za ostrzeżenie
Bezwiednie opadłam na krzesło, łzy spływały po mojej twarzy. Wiedziałam, że to nie przypadek.
– Dziękuję, mamo – wyszeptałam. Wiedziałam, że to ona uratowała Tomka. Nie mogłam uwierzyć, jak blisko było do tragedii, która na szczęście została zażegnana.
Chwilę później usłyszałam głos Hani:
– Mamo, dlaczego wstałaś tak wcześnie? – zapytała, widząc, że płaczę.
– Nic się nie stało, kochanie. To tylko przez cebulę – skłamałam, ocierając łzy.
– Śniła mi się babcia Ula – powiedziała nagle Hania. – Powiedziała, że zadbała o to, żeby tata wrócił bezpiecznie do domu.
Zamarłam, a moje serce zalała mieszanka wdzięczności i niepokoju. Wiedziałam, że to nie była tylko przypadkowa historia. To była prawdziwa interwencja z zaświatów, która ocaliła mojego męża.