Od zawsze marzyłam o silnej, szczęśliwej rodzinie, w której miłość i wzajemny szacunek będą fundamentem. Związek małżeński to dla mnie zobowiązanie oparte na partnerstwie, ale po ośmiu latach życia z mężem dostrzegam, że nasze małżeństwo dalekie jest od ideału.
Przez te lata starałam się być żoną, która wspiera swojego męża we wszystkim. Staszek zarabia na utrzymanie, a ja dbałam o nasz dom i rodzinę, ale teraz czuję, że moje poświęcenie zostało niezauważone i niedocenione.
Nie chcę być wyłącznie gospodynią domową
Moją codziennością stała się opieka nad dwójką naszych dzieci oraz niekończące się obowiązki domowe. Chociaż przez większość naszego wspólnego życia byłam na urlopie macierzyńskim, to praca przy wychowywaniu córki i syna nigdy się nie kończyła.
Gotowanie, pranie, sprzątanie – wszystko to robiłam z myślą o poprawieniu komfortu życia naszej rodziny. Jednak, będąc matką i żoną, nie chciałam zatracić siebie. Nie zamierzałam sprowadzać swojego życia do roli bezosobowej służącej.
W końcu, gdy wróciłam do pracy, zaczęłam dostrzegać, jak bardzo mój wysiłek jest bagatelizowany. Dla mojego męża i dzieci obowiązki domowe stały się czymś, co powinno automatycznie spoczywać na moich barkach. Żaden z nich nie poczuwał się do tego, by włączyć się w prace domowe. Nawet moja córka, Kornelia, przejęła nawyki ojca – wszystko, co wiązało się z domem, zrzucała na mnie.
Brak wsparcia ze strony męża
Mój mąż, Staszek, nigdy nie wykazywał chęci do pomagania w domu. Przez osiem lat wspólnego życia nie zdarzyło się, by choć raz sprzątał czy zmywał naczynia. Jego podejście było proste: to ja, jako żona, jestem odpowiedzialna za dom.
Zawsze tłumaczył swoją niechęć do pomocy zmęczeniem po pracy. Jednak ja, mimo zmęczenia po pracy, byłam oczekiwana w kuchni lub przy porządkach, co zaczęło we mnie rodzić frustrację. Miałam coraz większe poczucie, że traktuje mnie jak oczywistość, a nie jak równoprawnego partnera.
Rozmowy z nim nie przynosiły rezultatu. Jego przekonania były głęboko zakorzenione – uważał, że to ja powinnam zajmować się domem, a on spełniał swoją rolę poprzez zapewnienie nam środków do życia. Moje ambicje czy potrzeba spędzania czasu na czymś innym niż obowiązki domowe były dla niego czymś zbędnym. To nie do zaakceptowania.
Moment przełomowy
Kropką nad „i” było jego ostatnie zachowanie, które przelało czarę goryczy. Wróciłam zmęczona po pracy i zasnęłam z wycieńczenia. Gdy wrócił do domu, obudził mnie tylko po to, by podgrzać mu jedzenie.
Nie mogłam uwierzyć, że nie potrafił zrobić tego sam, mimo że nawet nasze dziecko byłoby w stanie podgrzać posiłek bez mojej pomocy. To było dla mnie ostateczne upokorzenie – poczułam, że muszę coś zmienić.
Próba zmiany i rozczarowanie
Następnego dnia zdecydowałam się na desperacki krok. Zostawiłam Staszka z dziećmi i wyjechałam do rodziców, licząc, że poczuje, jak wygląda codzienność, gdy wszystkie domowe obowiązki spadają na jego barki. Chciałam, by zrozumiał, ile wysiłku kosztuje prowadzenie domu i opieka nad dziećmi, ale mój plan szybko się rozpadł.
Moi rodzice, zamiast mnie wesprzeć, stanęli po stronie mojego męża. Zamiast zrozumienia, usłyszałam, że mogę zniszczyć swoje małżeństwo, jeśli dalej będę tak postępować. Nie znalazłam u nich schronienia, więc musiałam udać się do brata. Niestety, nie mogę tam zostać na długo. Wracając do domu zbyt szybko, mogę pokazać mężowi, że nic się nie zmieniło i że nadal będzie mógł traktować mnie jak bezproblemową gosposię.
Jak odzyskać szacunek i równowagę?
Stoję przed dylematem – jak mogę udowodnić mężowi, że jestem przede wszystkim kobietą, która potrzebuje miłości i szacunku, a nie wyłącznie osobą odpowiedzialną za prowadzenie domu?
Moje ambicje, potrzeba ciepła i wzajemnej troski są dla mnie równie ważne, jak utrzymanie porządku w domu. Niestety, moi rodzice nadal uważają, że przesadzam, że moje oczekiwania są zbyt wygórowane. Ale czy naprawdę proszę o tak wiele?
Pragnę jedynie równowagi – chcę czuć się kochaną, szanowaną i docenioną. Nie chcę być niewidzialną postacią, która pracuje w tle, tylko dlatego, że ktoś uznał, że taka jest moja rola.