w

Ostatnie święta po raz kolejny spędzałam samotnie. Zupełnie obcy ludzie odmienili mi ten czas.

To były już trzecie Święta Bożego Narodzenia, które spędziłam samotnie, bez moich synów. Obaj dorosłych lat, obaj zaangażowani w swoje własne życie, pełne obowiązków, pracy i rodzin.

Jeden z synów wyjechał za granicę, by podążać za marzeniami i rozwijać karierę, drugi natomiast osiedlił się w stolicy kraju, gdzie z żoną wychowują dwójkę dzieci. Mają swoje obowiązki, cele, sprawy, które są dla nich teraz ważniejsze niż cokolwiek innego.

Zrozumiałam to już dawno temu – ich życie jest pełne wyzwań, których sama pamiętam ze swoich młodszych lat. Jednak mimo to, ciężko jest mi pogodzić się z myślą, że odwiedzają mnie tak rzadko.

Życie przechodzi w inną fazę, kiedy człowiek się starzeje i z biegiem lat staje się coraz trudniej radzić sobie z codziennymi obowiązkami. Uświadamiam sobie, że potrzebuję wsparcia i zrozumienia, którego moje dzieci nie są w stanie mi teraz zapewnić.

Mam obecnie 72 lata. Z każdym kolejnym rokiem, dniem, godziną coraz trudniej jest mi radzić sobie z codziennymi zadaniami, które jeszcze kilka lat temu przychodziły mi bez problemu. Mieszkam w dużym domu, który odziedziczyłam po moim mężu, a który sam kiedyś wybudował dla nas i dla naszych synów.

Mój ukochany mąż już dawno odszedł, ale pozostało po nim to miejsce – nasz dom, pełen wspomnień, pamiątek i obrazów, które niosą za sobą radość oraz smutek. Jednak to miejsce, które dla mnie stanowi azyl, jest również trudne do utrzymania – zimą wymaga ciągłego ogrzewania, a potrzebne do tego drewno jest coraz droższe i trudniejsze do zdobycia.

W tym roku byłam zmuszona zamówić aż dwie dostawy opału. Dla osoby w moim wieku, noszenie drewna, podkładanie do pieca, doglądanie paleniska to już spore wyzwanie, które wymaga nie tylko siły, ale i odporności. Czasem zwyczajnie brakuje mi już sił, by nadążyć za wszystkimi potrzebami tego domu.

Pomoc od Sąsiadów – Nowa Rodzina

Na szczęście, w moim życiu pojawiły się osoby, na które mogę zawsze liczyć – moi sąsiedzi, młode małżeństwo, które z każdym dniem staje się dla mnie coraz bliższe. Karolina i Michał to młodzi ludzie, pełni energii i entuzjazmu, a jednocześnie bardzo życzliwi i serdeczni.

Karolina codziennie odwiedza mnie z uśmiechem na twarzy, czasem przynosi mi jakieś smakołyki, czasem domowy obiad albo pieczywo. Czuję, że zawsze mogę na nią liczyć, bez względu na wszystko. Michał również nie pozostaje obojętny na moje potrzeby.

Regularnie dba o to, żebym miała dostęp do świeżej wody, zawsze znajdzie dla mnie czas, by zrobić to, co już mi przychodzi z trudnością. To niesamowite uczucie mieć wokół siebie osoby, które bezinteresownie okazują troskę i wsparcie.

Ich dzieci są natomiast pełne życia i energii, biegają po moim sadzie, zrywają owoce z drzew, które kiedyś zasadził mój mąż. Często przysłuchują się moim opowieściom o dawnych czasach i o tym, jak wyglądało życie, kiedy byłam młoda.

Te chwile są dla mnie bezcenne – przebywając z nimi, czuję, jakbym znowu miała rodzinę wokół siebie, jakbym nie była sama. To niesamowite, jak wiele może znaczyć obecność ludzi, którzy nie są twoją krwią, ale z czasem stają się bliscy. Czasem myślę, że są dla mnie jak nowa rodzina, której zawsze mogę zaufać.

Zapomniane Prośby do Synów

Kilka lat temu, jeszcze zanim stałam się tak mocno zależna od pomocy innych, udało się nam zebrać całą rodziną przy jednym stole – moich dwóch synów, ich żony, wnuki. To było ważne spotkanie, które pamiętam do dzisiaj, ponieważ wtedy odważyłam się poruszyć temat, który od dawna leżał mi na sercu.

Wiedziałam, że czas biegnie nieubłaganie, a ja jestem coraz starsza i słabsza. W tamtej chwili odważyłam się powiedzieć moim dzieciom, jak bardzo trudno jest mi radzić sobie samodzielnie z codziennymi obowiązkami, jak ciężko jest mi nosić drewno, dbać o porządek w domu, wykonywać drobne naprawy.

Poprosiłam, żeby odwiedzali mnie częściej, żeby od czasu do czasu pomogli mi w tych prostych pracach, które niegdyś były dla mnie czymś naturalnym, a teraz wydają się nie do przeskoczenia. Zrozumieli moje słowa, spojrzeli na mnie ze współczuciem i obiecali, że będą pamiętać, że postarają się mnie wspierać i odwiedzać.

Jednak minęły dwa lata, i niestety, nic się nie zmieniło. Nadal jestem sama, a ciężar codzienności staje się coraz trudniejszy do zniesienia. Czasem czuję, że ich obietnice to tylko słowa, które nie miały pokrycia w rzeczywistości. Moje dzieci nadal mają swoje sprawy, swoje życie i być może zapomnieli, że tutaj jestem.

Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik