w

Po wielu latach w końcu odwiedziliśmy córkę w jej domu. Po tym, jak nas potraktowali, więcej tam nie pojedziemy!

W końcu, po czterech długich i pełnych oczekiwania latach, postanowiliśmy z mężem odwiedzić naszą córkę w jej nowym, przytulnym domu. Dotychczas to ona z całą swoją rodziną regularnie przyjeżdżała do nas.

Jednak teraz, kiedy już jesteśmy na zasłużonej emeryturze i czas mamy bardziej elastyczny, postanowiliśmy w końcu sami wybrać się w drogę i odwiedzić ich na własną rękę, co było dla nas niecodziennym wyzwaniem.

Ostatni raz widzieliśmy ich w naszym domu podczas świąt Bożego Narodzenia, a córka zawsze podkreślała w rozmowach, że wyjazdy z małym dzieckiem bywają dla nich naprawdę trudne i bardzo męczące.

Cieszyliśmy się na tę podróż jak dzieci, pełni nadziei na wspólne chwile, długie rozmowy i niepowtarzalne momenty z wnuczką.

Planowanie Wizyty

Cała ta sytuacja, pełna emocji, zaczęła się od niewinnej, codziennej rozmowy telefonicznej, którą odbyłam z córką zaledwie dwa tygodnie wcześniej.

Córka zadzwoniła, jak zwykle, z drobnymi codziennymi wieściami, a ja, pełna ciepłych uczuć, mimochodem wspomniałam, jak bardzo tęsknię za naszą ukochaną wnuczką, Oliwką, i jak chciałabym częściej widzieć jej uśmiech.

Tęsknota narastała z każdym tygodniem, stając się coraz bardziej dokuczliwa, ponieważ w miarę jak Oliwka rośnie i zmienia się, my mogliśmy oglądać te zmiany tylko na zdjęciach i krótkich filmach, które córka przesyłała nam przez telefon.

W końcu przez ekran nie da się usłyszeć szczerego, dziecięcego śmiechu, nie można dotknąć małych, ciepłych rączek ani poczuć jej zapachu podczas przytulania. Na moje pełne emocji wyznanie córka odpowiedziała z entuzjazmem:

– Mamo, daj spokój! Przecież to my zawsze do was jeździmy, a teraz macie więcej czasu i możliwości. Zróbcie sobie przerwę od codziennych obowiązków, spakujcie kilka najpotrzebniejszych rzeczy, zabierz tatę i przyjedźcie do nas na kilka dni, będzie wam dobrze!

Przyznam, że początkowo byłam nieco zaskoczona tą propozycją, bo w głowie natychmiast pojawiły mi się różne wymówki – a to, że to daleko, a to, że przecież nie podróżujemy już tak często jak kiedyś, że przecież mają małe dziecko i jak to będzie z noclegiem, wygodą i organizacją. Te myśli wydawały się sensowne, ale serce mówiło coś innego.

Jednak córka miała rację – my naprawdę mieliśmy czas, energię i możliwości, by wybrać się na kilka dni z wizytą, zamiast wciąż narzekać na brak kontaktu.

Powiedziała nawet, że wszystko już przygotują – wygodne miejsce do spania, smaczne posiłki, a my nie musimy się martwić o żadną organizację ani formalności.

Przekonała mnie, że warto spróbować czegoś nowego, przełamać rutynę i zmienić otoczenie, aby choć na chwilę oderwać się od codziennego życia. Zaczęłam rozmawiać z mężem o wyjeździe, a on – co rzadko się zdarza – zgodził się niemal natychmiast, z entuzjazmem, który mnie zaskoczył.

– Pomyśl tylko, ile czasu spędzimy z Oliwką! – powiedział z uśmiechem, który zapamiętam na długo.

Planowanie wyjazdu zajęło nam kilka dni, pełnych rozmów i przygotowań. Zrobiliśmy dokładną listę rzeczy, które chcieliśmy ze sobą zabrać, szczegółowo zaplanowaliśmy trasę podróży i upewniliśmy się, że wszystko w domu jest w porządku na czas naszej nieobecności, by później nie martwić się o niepotrzebne drobiazgi.

Było przy tym sporo emocji, bo dawno nie ruszaliśmy się z domu na tak długi czas, ale w końcu, spakowani i gotowi, pełni optymizmu, wyruszyliśmy w drogę, z nadzieją na wspaniałą wizytę.

Początek Wizyty

Do domu córki dotarliśmy w poniedziałek, późnym, ale wyjątkowo ciepłym i pogodnym popołudniem. Był to specjalnie ustalony dzień i czas, kiedy oboje – córka i zięć – mieli wolne od pracy, dzięki czemu mogli nas przywitać na spokojnie, bez zbędnego pośpiechu czy dodatkowej organizacyjnej krzątaniny.

Nasze spotkanie rozpoczęło się wyjątkowo ciepło i serdecznie – córka i zięć przywitali nas z otwartymi ramionami, przygotowali pyszny obiad, a mała Oliwka, pełna radości, nie odstępowała nas na krok.

Wspólnie spędziliśmy popołudnie, rozmawiając przy dużym, pięknie nakrytym stole i delektując się każdym momentem spędzonym razem, w pełni doceniając te chwile.

Przy kolacji, w domowej atmosferze, dowiedzieliśmy się o najnowszych wydarzeniach z ich życia, a nasza wnuczka z zapałem i dziecięcą energią opowiadała o swoich nowych zabawach, przyjaciołach z przedszkola i ulubionych zajęciach, które sprawiają jej ogromną radość.

Wieczorem, kiedy Oliwka poszła spać w swoim małym, uroczo urządzonym pokoiku, mieliśmy chwilę na spokojną rozmowę w gronie dorosłych, przy filiżance herbaty.

Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik