Moja poprzednia relacja trwała niemal cztery lata i, niestety, zakończyła się w sposób zupełnie inny niż sobie to wyobrażałam. Kiedy rozpoczynaliśmy wspólną podróż, miałam nadzieję na stworzenie stabilnego, trwałego związku, a z czasem nawet rodziny.
Mój ówczesny partner jednak nie podzielał tych samych marzeń i wartości. Nasze rozmowy o przyszłości często kończyły się brakiem decyzji z jego strony, a ja czułam, że stanęliśmy w miejscu. Choć byłam gotowa na dalszy krok, byłam gotowa, aby wspólnie zamieszkać i związać się na poważnie, on nadal się wahał.
Twierdził, że nie potrafi żyć razem z kobietą, że nie jest jeszcze na to gotowy. Trudno było mi zrozumieć tę postawę, szczególnie biorąc pod uwagę to, że oboje byliśmy w takim wieku, w którym zazwyczaj myśli się o stabilizacji.
Nasze mieszkania stały się symbolem tej emocjonalnej przepaści między nami – ja miałam własne lokum, zorganizowane według moich upodobań i potrzeb, które chciałam dzielić z kimś bliskim, a on wynajmował mieszkanie, co wydawało mi się jednoznaczne z tym, że w razie decyzji o wspólnym zamieszkaniu naturalnym krokiem byłoby, aby przeprowadził się do mnie.
Jednak ciągle pojawiały się nowe wymówki, które tłumaczyły, dlaczego tak się nie dzieje – brak przyzwyczajenia do życia z kobietą, traumatyczne doświadczenia z poprzedniego małżeństwa, a nawet brak chęci do powiększenia rodziny. Te wymówki były dla mnie nie tylko rozczarowujące, ale również bolesne, bo świadczyły o tym, że nie traktuje naszego związku z należytą powagą.
Choć wiedział o moich oczekiwaniach i potrzebach, które wiązały się z założeniem rodziny i wspólną przyszłością, nie podejmował żadnych kroków, aby te potrzeby zaspokoić. Zamiast tego miał skłonność do manipulowania mną, co sprawiało, że czułam się winna za to, że wymagam od niego czegoś, co dla mnie było naturalnym etapem związku.
Jego zachowanie stawało się toksyczne, a z czasem również agresywne. Ostatecznym momentem, w którym postanowiłam, że moja cierpliwość się skończyła, było to, kiedy po alkoholu zaczął podnosić na mnie rękę. Choć nie dochodziło do bezpośrednich ciosów, to jednak jego popchnięcia były na tyle mocne, że upadałam, a psychiczne skutki tego były dla mnie równie bolesne, co gdyby miało dojść do prawdziwej przemocy.
Zrozumiałam wtedy, że ten związek nie jest wart mojej dalszej cierpliwości ani poświęceń, których wymagałam od siebie, próbując utrzymać go przy życiu.
Nowy początek, nowe dylematy
Po zakończeniu tej trudnej relacji poczułam pustkę, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Przypominało to powolne gojenie się rany, której ślad będzie pozostawał jeszcze przez długi czas.
Samotność, która mnie ogarnęła, była uczuciem dziwnym, szczególnie po tak długim okresie spędzonym u boku kogoś innego. Byłam pełna nadziei, że teraz znajdę kogoś, kto będzie gotów podzielać moje wartości i wspólne marzenia. Chciałam ponownie poczuć, że jestem dla kogoś priorytetem, a nie tylko opcją.
Wkrótce potem poznałam nowego mężczyznę – był młodszy ode mnie o rok, pełen energii i optymizmu. W pierwszych tygodniach znajomości czułam się wyjątkowo, bo jego sposób bycia, uśmiech i serdeczność przyciągały mnie jak magnes.
Podobał mi się zarówno jego wygląd, jak i sposób, w jaki mnie traktował. Było to coś nowego i wyjątkowego, szczególnie po toksycznych doświadczeniach z poprzedniego związku.
Jednak z czasem, kiedy bliżej przyjrzałam się jego sytuacji życiowej, zaczęłam mieć pewne wątpliwości. Mężczyzna ten, choć sympatyczny i ciepły, nie posiadał własnego mieszkania, nie miał samochodu, a jego kariera zawodowa zdawała się być bardzo niestabilna.
Co więcej, mieszkał ze swoją matką w wynajmowanym mieszkaniu i miał dwójkę dzieci z różnych związków, co dodatkowo wpływało na moje obawy. Nie chodziło tu o kwestie materialne, bo nie uważam się za osobę, która goni za bogactwem czy statusem.
Jednak uważam, że mężczyzna po trzydziestce powinien mieć już ugruntowaną pozycję życiową, a jego sytuacja sprawiała, że miałam wrażenie, że nasze życiowe cele są zupełnie inne.
Dla porównania, mój były partner, choć też miał swoje wady, przynajmniej w jakimś stopniu wykazywał się poczuciem odpowiedzialności. Choć nie miał własnego mieszkania i był po rozwodzie z dzieckiem, to jednak posiadał dwa samochody, nigdy nie zależał finansowo od rodziców.
Jego podejście do życia wydawało się bardziej ugruntowane. Brak tych cech u nowego partnera sprawił, że zaczęłam się zastanawiać, czy ta relacja ma przyszłość, której oczekuję.
Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…