w

Syn nie przyjechał do nas, bo synowa go nie puściła. Powiedziała, że zawsze czegoś od nich chcemy, a jeśli wziął urlop, to powinien być z rodziną.

Od dłuższego czasu mój mąż i ja przyzwyczailiśmy się do tego, że nasz syn rzadko nas odwiedza. Kiedyś czekałam z niecierpliwością na jego wizyty, teraz towarzyszy mi raczej obojętność.

Mimo to, trudno mi się pogodzić z tym, że coraz częściej widzę go tylko na zdjęciach lub słyszę przez telefon. Ostatnio miał przyjechać, bo obiecał pomóc w naprawie dachu. Ale znów coś stanęło na przeszkodzie.

Wpływ synowej na decyzje syna

Z biegiem czasu zaczęłam dostrzegać, jak wielki wpływ na decyzje syna ma jego żona. Justyna i ja nigdy nie miałyśmy dobrych relacji. Od pierwszego spotkania czułam, że nie przypadniemy sobie do gustu. Chłodny dystans był wyczuwalny od początku, a z czasem zamienił się w obojętność, a nawet niechęć. Syn nie mówił nam wprost, że to ona utrudnia nasze spotkania, ale jego nieobecność zawsze zbiegła się z jej narzekaniem.

Kiedy jeszcze mieszkaliśmy blisko siebie, syn odwiedzał nas regularnie, jednak teraz, po przeprowadzce do miasta, sytuacja zmieniła się diametralnie. Ożenił się z Justyną, kupił mieszkanie w stolicy, a kontakt z nami zaczął powoli zanikać. To ona zarządza teraz jego czasem.

Samotna ciąża synowej jako wymówka

Tym razem pretekstem, by odwołać wizytę, była ciąża Justyny. Zaszła w nią niedawno i od tego momentu syn praktycznie nie może się od niej ruszyć. Żona postanowiła, że nie pozwoli mu wyjechać, nawet na kilka dni, bo „nie chce być sama”. A przecież jest dorosła, pracuje jako pielęgniarka i teoretycznie powinna być samodzielna. Zawsze mogła liczyć na swoich rodziców, którzy w każdej chwili są gotowi jej pomóc.

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego syn nagle zrezygnował z przyjazdu, chociaż wszystko było już zaplanowane. Przecież wystarczyłyby dwa dni, żeby pomógł nam z dachem, a ona w tym czasie mogła spokojnie zajmować się swoimi sprawami. Niestety, jej ciągłe marudzenie przeważyło, a mój syn odwołał wizytę.

Nadmierna kontrola rodziny Justyny

Jestem przekonana, że rodzice Justyny również mają duży wpływ na to, co się dzieje. Mieli złe doświadczenia z poprzednim zięciem, który często odwiedzał swoją rodzinę, a ostatecznie doszło do rozwodu.

Teraz zdają się traktować mojego syna w ten sam sposób, sugerując, że każda jego wizyta u nas może oznaczać problemy w ich małżeństwie. To absurd! Mój syn nigdy nie dawał żadnych powodów do podejrzeń, ale ich podejście wyraźnie odbija się na jego decyzjach.

Brak zrozumienia dla naszej strony

Justyna, jakby tego było mało, oskarża nas o to, że „ciągniemy syna do siebie” i nie dajemy mu spokoju. Mówi, że ciągle czegoś od niego wymagamy, że nie może się nam przeciwstawić i że powinniśmy zrozumieć, że teraz najważniejsza jest jego rodzina – ona i dziecko. Twierdzi, że nasz dom go nie interesuje, a wszystkie nasze prośby to tylko niepotrzebne kaprysy, które odciągają go od rzeczy naprawdę ważnych.

Słuchając tego, czuję się bezradna. Przecież nie prosimy go o rzeczy niemożliwe. Zawsze byłam gotowa, by pomóc, ale teraz mam wrażenie, że każda moja prośba jest interpretowana jako atak na ich związek.

Syn pod wpływem żony

Zrozumiałam, że syn coraz bardziej poddaje się wpływom Justyny. Mąż próbował z nim rozmawiać, ale niewiele to zmieniło. Syn tłumaczył się, że musi dbać o spokój żony, szczególnie teraz, gdy jest w ciąży.

Mój mąż w końcu stracił cierpliwość i stwierdził, że nie będziemy już dłużej na niego czekać. Zdecydował, że wynajmiemy ekipę do naprawy dachu, zamiast czekać na pomoc syna, który coraz bardziej „siedzi pod pantoflem”.

Rodzina kontra relacje z synem

Oczywiście, rodzice są tylko jedni i zawsze powinni być dla swoich dzieci wsparciem, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nasz syn coraz bardziej się od nas oddala. Żona jest dla niego najważniejsza, a my? Zostaliśmy odsunięci na boczny tor. To trudne, ale nie mam zamiaru z tym walczyć. Muszę nauczyć się żyć z myślą, że syn nie zawsze będzie dostępny, a jego priorytety zmieniły się na rzecz nowej rodziny.

Czy kiedykolwiek się to zmieni? Mam nadzieję, że z czasem wszystko się unormuje, ale na razie pozostaje nam czekać, choć coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że to czekanie może trwać bardzo długo.

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik