Na co dzień pracuję w domu opieki społecznej, który znajduje się niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Większość ludzi pragnie spędzić Sylwestra z rodziną, ale odkąd rok temu zmarł mój mąż, nie mogłam znieść myśli o samotnym wieczorze w domu, pełnym bolesnych wspomnień. Dlatego w tym roku zdecydowałam się przyjąć dodatkową zmianę w pracy, aby uniknąć tych melancholijnych chwil.
Rodzinne obowiązki i trudne decyzje
Mój syn, Piotr, jest ojcem półtorarocznego Jasia. Właśnie w Sylwestra rano zadzwonił do mnie z prośbą, abym zaopiekowała się wnukiem, ponieważ on i jego żona Marta chcieli spędzić wieczór w gronie przyjaciół. Wyjaśniłam mu, że nie mogę, ponieważ mam już zaplanowaną zmianę w pracy. Było za późno na jakiekolwiek zmiany, a utrata pracy byłaby dla mnie katastrofalna.
– Nie mogę, synu, mam zmianę. Teraz już za późno, inaczej mnie zwolnią i jak będę żyła bez pracy – tłumaczyłam.
– Mamo, tylko ta jedna noc. Nieczęsto proszę – nalegał Piotr.
Było mi przykro, ale naprawdę nie mogłam zrezygnować z pracy. Marta również dzwoniła, próbując mnie przekonać, ale moje zobowiązania były nieodwołalne. Szanuję swoją pracę, ponieważ w naszym mieście trudno o dobrego pracodawcę, a ja nie mogę narzekać na swoje warunki zatrudnienia.
Trudna noc Sylwestrowa
W Sylwestra przyszłam do pracy dwie godziny wcześniej, ponieważ moja koleżanka chciała wrócić wcześniej do domu i zgodziłam się ją zastąpić. Noc była ciężka i pełna obowiązków. Na około dwie godziny przed północą, wyczerpana, postanowiłam zadzwonić do syna, aby złożyć mu wcześniejsze życzenia noworoczne. Nie odebrał, ale chwilę później otrzymałam SMS:
„Mamo, Twój prezent jest już pod drzwiami. Właśnie go zostawiłem”.
Początkowo myślałam, że to miła niespodzianka. Gdy ponownie zadzwoniłam do syna, okazało się, że zostawili Jasia w wózku przed moimi drzwiami, zakładając, że jestem w domu. Poszli świętować, zostawiając dziecko samo na klatce schodowej!
Syn wpadł w furię, gdy dowiedział się, że nie ma mnie w domu. Na szczęście sąsiadka znalazła płaczącego i wystraszonego Jasia, który miał gorączkę, prawdopodobnie spowodowaną stresem lub zimnem. Choć na szczęście nic poważnego się nie stało, strach był ogromny.
Najgorsze było to, że Piotr i jego żona obwinili mnie za całą sytuację! Jak mogli tak postąpić, skoro wiedzieli, że jestem w pracy? Przecież uprzedzałam ich, że nie będę w domu. Czułam się oszukana i niezrozumiana. Najbardziej żal mi było małego Jasia, który niczemu nie zawinił.
Refleksje i trudne emocje
Przez całe życie starałam się być dobrą matką, a teraz czuję się, jakbym zawiodła. Zastanawiam się, czy to moja wina. Czy powinnam była rzucić wszystko i pobiec do wnuka? Ale przecież muszę także myśleć o sobie i swojej pracy.
Rozmyślając nad tym, dochodzę do wniosku, że może mogłam postąpić inaczej. Ale co się stało, to się nie odstanie. Teraz mogę tylko liczyć na to, że kiedyś syn zrozumie moje położenie. Może kiedyś… Na razie pozostaję sama z moimi myślami, wspomnieniami i troskami. Piotr powiedział, że nie chce mieć ze mną kontaktu, a ja zastanawiam się, w czym naprawdę zawiniłam.