Nie mogłam jednak spełnić tej prośby. Wiedziałam, że rezygnacja z pracy oznaczałaby dla mnie coś więcej niż chwilową niedogodność – byłaby symbolicznym poddaniem się poczuciu straty, które towarzyszyło mi od czasu śmierci męża.
Marta również zadzwoniła później, starając się przekonać mnie do zmiany decyzji, ale moje stanowisko pozostało niezmienne. Zrezygnowanie z tej zmiany w pracy oznaczałoby dla mnie utratę czegoś niezwykle istotnego – poczucia stabilizacji, które dawało mi siłę, by każdego dnia mierzyć się z rzeczywistością.
Czułam, że Piotr i Marta, choć kochani i bliscy mojemu sercu, nie do końca rozumieli, jak trudne było to dla mnie.
Trudna noc sylwestrowa
Sylwester w pracy okazał się dniem pełnym nieoczekiwanych wyzwań, które wymagały ode mnie nie tylko dużego wysiłku fizycznego, ale również pełnego zaangażowania emocjonalnego.
Przygotowania do sylwestrowego wieczoru w ośrodku, rozmowy z podopiecznymi, ich potrzeby oraz pomoc w codziennych obowiązkach – to wszystko sprawiło, że noc upłynęła mi w ciągłym biegu, bez chwili wytchnienia.
Przyjechałam do pracy dwie godziny wcześniej niż zwykle, chcąc pomóc koleżance, która marzyła, by szybciej wrócić do swojego domu i spędzić wieczór z rodziną.
Choć wiedziałam, że dodatkowy czas w pracy będzie dla mnie sporym wyzwaniem, chciałam jej pomóc, bo rozumiałam, jak ważne są takie chwile. W głębi duszy miałam nadzieję, że w ten sposób uda mi się choć na chwilę zapomnieć o trudnych wspomnieniach i skupić się na tym, co daje mi poczucie sensu i celu.
Dwie godziny przed północą, zmęczona po długim dniu pełnym obowiązków w pracy, postanowiłam zadzwonić do Piotra, by złożyć mu serdeczne i szczere życzenia noworoczne.
Spędzałam ten czas samotnie w pracy, więc uznałam, że to będzie dobra okazja, by chociaż na chwilę poczuć się bliżej rodziny, nawet jeśli tylko przez rozmowę telefoniczną.
Niestety, Piotr nie odebrał, co nieco mnie zmartwiło i zaskoczyło. Chwilę później na moim telefonie pojawiła się wiadomość tekstowa:
„Mamo, Twój prezent jest już pod drzwiami. Właśnie go zostawiłem. Sprawdź, proszę.”
Poczułam się nie tylko zaskoczona, ale również wzruszona i pełna ciekawości. Zaczęłam zastanawiać się, co Piotr mógł dla mnie przygotować na tę specjalną okazję, skoro zwykle nie mieliśmy zwyczaju wymieniać się prezentami na Sylwestra.
Wiadomość, która na pierwszy rzut oka wydawała się miłą niespodzianką, nie przygotowała mnie jednak na to, co miało się wydarzyć chwilę później.
Kiedy zadzwoniłam ponownie, aby podziękować lub dowiedzieć się więcej, usłyszałam coś, czego zupełnie się nie spodziewałam i co wprawiło mnie w osłupienie.
Okazało się, że Piotr i Marta zostawili Jasia w wózku przed moimi drzwiami, zakładając, że będę w domu i zajmę się wnukiem, mimo że wiedzieli o mojej zmianie w pracy.
Zamiast poczuć się kochana i doceniona za moje starania, poczułam się nagle zrozpaczona, wręcz zdruzgotana. Jak mogli zostawić małe dziecko na klatce schodowej, w zimową noc, nie upewniając się wcześniej, że będę w domu?
Jak mogli zlekceważyć moje wcześniejsze słowa i prośby, wiedząc, że tego wieczoru pracuję?
Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć, bo sytuacja była dla mnie szokująca i kompletnie niezrozumiała. Zostawili małego Jasia na zimnej klatce schodowej, bez jakiejkolwiek opieki, jakby zapomnieli, że to bezbronne dziecko potrzebuje ochrony i troski.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że coś naprawdę strasznego mogło się wydarzyć. Zatrwożona, natychmiast skontaktowałam się z sąsiadką, która, jak się okazało, na szczęście usłyszała płacz Jasia i szybko zabrała go do swojego mieszkania.
Mały był przerażony, zapłakany i miał podwyższoną gorączkę, co mogło być wynikiem stresu, wychłodzenia lub obu tych rzeczy naraz.
Serce mi pękło na myśl, że mój ukochany wnuk musiał przeżyć coś tak traumatycznego, mimo że nie zawinił w żaden sposób.
Najgorsze w tej sytuacji było jednak to, że Piotr i Marta zamiast przyznać się do błędu i przeprosić, zaczęli obwiniać mnie za całą tę sytuację.
Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…