w

Zajmowałam się wnukiem, a zamiast dziękuję dostałam awanturę. Synowa skrytykowała moje podejście do dziecka.

Kilka tygodni temu, późnym wieczorem, odebrałam telefon od mojego syna. Z przerażeniem w głosie poinformował mnie, że jego żona, Karolina, została przewieziona karetką do szpitala, a on nie ma z kim zostawić ich siedmiomiesięcznego dziecka.

Sytuacja była nagląca, więc szybko przywiózł wnuka do mnie, prosząc o pomoc. Choć nasze relacje z synową nigdy nie były najlepsze, nie mogłam odmówić. Zgodziłam się bez wahania, mimo wcześniejszych problemów z kontaktem.

Izolacja od wnuka od samego początku

Od momentu narodzin Grześka, mój kontakt z wnukiem był bardzo ograniczony. Wielokrotnie oferowałam swoją pomoc w opiece nad dzieckiem czy przygotowaniu posiłków, ale za każdym razem moje propozycje spotykały się z odmową. W końcu przestałam się narzucać, zrozumiałam, że młodzi rodzice wolą radzić sobie sami.

Ostatni raz widziałam Grześka kilka miesięcy wcześniej, na początku wiosny. Karolina zawsze była osobą o dość trudnym charakterze, co nie ułatwiało naszej relacji. W okresie pandemii, kiedy wszyscy musieliśmy zostać w domach, zaczęła obsesyjnie dbać o czystość, używając środków dezynfekujących na bazie chloru, co tylko pogłębiło nasze oddalenie.

Przygotowania do opieki nad wnukiem

Kiedy przywieźli mi wnuka, przynieśli również wszystkie niezbędne rzeczy: ubrania, jedzenie w słoiczkach, a także zabawki. Syn wspomniał, że może napompować piłkę do ćwiczeń, ponieważ Karolina korzysta z niej, by usypiać Grześka. Odpowiedziałam, że nie ma na to czasu, i zasugerowałam, by skupił się na swojej żonie.

Zdecydowałam się sama poradzić z sytuacją, wierząc, że dam radę. Następnego dnia wzięłam kilka dni wolnego w pracy, aby móc w pełni zająć się wnukiem. Nie było żadnych problemów – w pracy wszystko wyjaśniłam, więc mogłam skupić się na opiece nad małym.

Pierwsze dni opieki nad Grześkiem

Pierwsza noc okazała się wyjątkowo trudna. Grzesiek płakał głośno i nieprzerwanie, co wzbudziło zainteresowanie sąsiadów. Mimo hałasu zrozumieli, że to tylko kwestia przyzwyczajenia małego dziecka do nowego otoczenia, i wykazali się wyrozumiałością.

Po kilku dniach sytuacja zaczęła się stabilizować – trzeciej nocy Grzesiek zasypiał już spokojniej, kiedy głaskałam go po pleckach. Synowa była zaskoczona, że udało mi się uspokoić wnuka bez używania piłki do ćwiczeń, której ona zawsze używała.

Zmiana nawyków i samodzielne podejście

Zamiast korzystać z gotowych słoiczków, wolałam sama gotować posiłki dla wnuka. Wierzę, że świeżo przygotowane przeciery warzywne i owocowe są o wiele zdrowsze niż przetworzone jedzenie ze sklepu.

Grzesiek szybko przyzwyczaił się do moich metod, a jego sen i zachowanie z dnia na dzień stawały się coraz bardziej stabilne. Wydawało mi się, że wszystko idzie w dobrym kierunku.

Brak wdzięczności i napięcia rodzinne

Mimo że opiekowałam się wnukiem przez dwa tygodnie, synowa nie tylko nie wyraziła wdzięczności, ale wręcz skrytykowała moje metody wychowawcze.

Zamiast podziękować za pomoc, zrobiła awanturę, twierdząc, że nie postępuję zgodnie z jej zasadami, a moje podejście wywołało u dziecka niepotrzebny stres. Z jej perspektywy moje metody były nieodpowiednie, a Grzesiek miał się przez to czuć niekomfortowo. W konsekwencji zabroniono mi zbliżać się do wnuka.

Kto ma rację w sporze o wychowanie?

Jestem pewna, że postąpiłam właściwie. Nie można pozwalać dziecku na wszystkie zachcianki, trzeba go uczyć samodzielności i radzenia sobie z różnymi sytuacjami. Uważam, że moje metody były odpowiednie i skuteczne. Wydaje mi się, że gdyby synowa i syn bardziej mi zaufali, wszyscy bylibyśmy spokojniejsi. Ale teraz pozostaje pytanie: kto w tej sytuacji ma rację?

Czy naprawdę źle zrobiłam, zgadzając się na opiekę nad wnukiem i stosując własne metody? Kto jest odpowiedzialny za brak porozumienia w sprawach wychowawczych?

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik