Od dłuższego czasu czułem, że moje małżeństwo staje się coraz bardziej napięte. Choć nie doszło między nami do zdrad, to jednak codzienne życie stawało się coraz trudniejsze. Z żoną zaczęliśmy się nie dogadywać, a jej pretensje wykraczały już daleko poza codzienne sprawy.
Moje uczucia były niejednoznaczne. Z jednej strony starałem się zrozumieć, co się dzieje, ale z drugiej strony, z dnia na dzień, w naszym związku pojawiało się coraz więcej rzeczy, które mnie irytowały i drażniły.
Nasze rozmowy zamieniały się w niekończące się kłótnie, które nie prowadziły do żadnego konstruktywnego rozwiązania. Chciałem być z nią, ale jednocześnie czułem, że coś w tym wszystkim nie pasuje.
Nasze rozmowy, które kiedyś były pełne radości, stały się teraz jedynie wymianą pretensji. Wszystko, co robiłem, zdawało się jej nie pasować. Nawet moje zmęczenie po pracy, potrzeba odpoczynku i chwili ciszy stawały się powodem do kłótni.
I choć starałem się tłumaczyć, że po całym dniu w pracy nie jestem w stanie od razu rzucić się w wir obowiązków domowych, Ola tego nie rozumiała. Zaczynała wytykać mi wszystko, doszukując się w moich słowach jakichś ukrytych intencji. To mnie męczyło i wyczerpywało psychicznie.
A do tego doszły jeszcze inne trudności – zaczęła liczyć każdą chwilę, jaką spędzałem z naszym synem, Piotrkiem. Liczyła, ile czasu poświęcamy na wspólne obowiązki szkolne, a gdy zauważyła, że bardziej skupiam się na zabawie z nim, zaczęła zarzucać mi, że nie wychowuję go odpowiednio.
Nie dość, że nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka w sprawach codziennych, to jeszcze jej żale wykraczały poza to, co było naprawdę istotne.
Nie wiedziałem, jak rozwiązać ten problem. Czułem, że wszystko idzie w złym kierunku i że nie jestem w stanie już tego naprawić. Relacje, które kiedyś wydawały się silne i pełne miłości, teraz wydawały się tylko iluzją, na którą oboje nakładaliśmy maski.
Nasze małżeństwo było jak pęknięta szkło, które nie miało już szans na to, by wrócić do swojej pierwotnej formy. Z każdą chwilą czułem, że moja obecność w tym związku tylko pogłębia jego kryzys. W końcu doszedłem do wniosku, że czas na radykalną zmianę.
Decyzja o odejściu
W końcu nadszedł ten moment, kiedy postanowiłem, że muszę zrobić krok ku zmianie. Bez większego zastanowienia postanowiłem opuścić nasz dom. To była decyzja, która wydawała się absolutnie konieczna, choć jednocześnie pełna lęku i niepewności. Zatrzymałem się na chwilę, patrząc na to, co zostawiam za sobą – na nasz wspólny dom, na lata spędzone razem, na wszystkie radości i smutki, które przeżyliśmy.
Jednak wiedziałem, że już nie mogę dłużej żyć w tym napięciu. Moje decyzje nie były łatwe, ale miałem poczucie, że muszę to zrobić dla siebie, dla Piotrka, a także dla Oli. Wiem, że ona mogła czuć podobnie – że to wszystko już nie funkcjonuje, że to tylko kwestia czasu, aż oboje zaczniemy żyć osobno.
Zdecydowałem się wynająć mieszkanie niedaleko, aby móc być blisko Piotrka, choć jednocześnie chciałem dać sobie przestrzeń, by zastanowić się nad tym, co się stało w moim życiu. Byłem pełen sprzecznych emocji – z jednej strony poczułem ulgę, ale z drugiej nie umiałem pozbyć się poczucia winy.
To wszystko było takie skomplikowane, takie niejednoznaczne. Z dnia na dzień przestałem być częścią tego, co wcześniej stanowiło moje życie. Nie było już wspólnych posiłków, wspólnych chwil ciszy po dniu pełnym obowiązków. Czułem, że moje życie wywróciło się do góry nogami.
Kilka miesięcy po moim wyjeździe decyzję o rozwodzie podjęła moja żona, Ola. Zdecydowanie nie była to decyzja łatwa, ale po tym czasie zaczęła dostrzegać, że w tym wszystkim także coś jej nie pasowało. Rozwód stał się tylko formalnością, chociaż nadal pojawiały się w naszej relacji momenty nieporozumień i niejednoznaczności.
W tym czasie starałem się dojść do siebie, odbudować równowagę po latach napięć, ciągłych konfliktów i niezrozumienia. Był to proces trudny, ale także oczyszczający, który pozwalał mi zastanowić się nad sobą i nad tym, czego naprawdę chcę w życiu.
Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…