Każdego dnia budzę się z myślą, że muszę sobie poradzić sam, że to, co kiedyś było dla mnie oczywiste, teraz stało się wyzwaniem.
Nie chodzi tylko o gotowanie czy sprzątanie, choć te codzienne czynności wydają się teraz bardziej przytłaczające, ale o cały ciężar życia, który wcześniej był dla mnie lżejszy, bo dzieliłem go z kimś, kto był gotów brać na siebie część obowiązków z prostego pragnienia, byśmy wspólnie tworzyli dom.
Gotuję dla siebie proste potrawy, próbując przypomnieć sobie smaki dawnych lat, smaki pełne ciepła i wspomnień, ale nie mogę odtworzyć tych chwil, które wypełniały moje życie radością i spokojem.
Tęsknię za smakiem placków Moniki, które były symbolem jej miłości i troski, a które czasem śnią mi się po nocach, przypominając o tym, co straciłem.
Patrzę na Lenę, która siedzi na kanapie, przegląda magazyny o modzie i urodzie, planuje kolejną wizytę u fryzjera lub zabieg w spa, i zastanawiam się, jak mogłem tak bardzo się pomylić, jak mogłem uwierzyć, że to życie, tak powierzchowne i puste, mogłoby mnie zadowolić.
Jak mogłem uwierzyć, że to powierzchowne życie pełne blichtru, zewnętrznej elegancji i chwilowej ekscytacji zaspokoi moje potrzeby, które są znacznie głębsze i bardziej skomplikowane?
Czasami czuję się, jakby moje życie z Leną było jedynie iluzją, w której zatraciłem to, co naprawdę ważne, to, co miało dla mnie prawdziwe znaczenie.
To, co kiedyś wydawało mi się tak niezwykle przyciągające i pociągające, teraz stało się źródłem mojego codziennego rozczarowania i frustracji.
Wiem, że jestem głodny – nie tylko jedzenia, ale także ciepła, bliskości i miłości, które straciłem przez swoją własną głupotę. Tęsknię za tym, co dawała mi Monika, choć wtedy tego nie doceniałem.
Brakuje mi jej obecności, jej spokojnego, łagodnego głosu, poczucia, że ktoś naprawdę dba o mnie, nie z powodu mojego wyglądu czy oczekiwań, ale dlatego, że jesteśmy razem i chcemy wspólnie budować nasze życie.
Wiem, że już nigdy nie odzyskam tego, co utraciłem, że moje życie teraz jest jedynie cieniem tego, co mogłoby być, gdybym nie popełnił tak wielkiego błędu.
Próba odnalezienia sens
Czasem myślę, że może musiałem przez to przejść, może musiałem popełnić te błędy, żeby zrozumieć prawdziwe znaczenie miłości, poświęcenia i codziennej troski.
Monika była kimś, kto żył nie tylko dla siebie, ale i dla mnie, dla nas, dla naszej wspólnej przyszłości, którą ja sam zniszczyłem przez swoją niecierpliwość i egoizm.
Teraz, patrząc na to, co pozostało z mojego życia, widzę, jak wielką stratą było odejście od niej, jak bardzo nie doceniłem tego, co miałem.
Może nigdy już nie spotkam osoby tak oddanej, jaką była ona, osoby, która swoje szczęście wiązała z moim, która widziała sens w budowaniu wspólnego życia, zamiast skupiać się na zewnętrznych, powierzchownych wartościach.
Wiem, że nie mogę się cofnąć, że pewnych rzeczy nie da się naprawić, ale jedyne, co mi pozostaje, to próba zmiany swojego podejścia, by na przyszłość nie popełnić tych samych błędów, które kosztowały mnie tak wiele.
Może kiedyś, gdzieś w przyszłości, znajdę w sobie odwagę, żeby przebaczyć sobie to, co zrobiłem, i zaakceptować to, czego już nie mogę zmienić. Na razie jednak moje życie to nieustanna walka z samotnością, z poczuciem winy i próba odnalezienia sensu po stracie, którą sam spowodowałem.
Przyszłość jest niepewna, ale wiem jedno – nigdy nie pozwolę sobie zapomnieć o wartości, którą miała dla mnie Monika, o tym, czego mnie nauczyła i co mi dała.
To ona nauczyła mnie, czym jest prawdziwa miłość i czym jest codzienna troska, choć rozumiem to dopiero teraz, gdy jej już nie ma w moim życiu i gdy nigdy już nie będę mógł jej tego powiedzieć.
Każdego dnia będę starał się pamiętać o tym, że prawdziwe piękno nie tkwi w powierzchownych rzeczach, ale w codziennych gestach, w trosce o drugą osobę i w gotowości, by dzielić z kimś swoje życie na dobre i na złe.