Codzienność, w której żyję, przypomina koszmar, z którego nie mogę się wybudzić i który staje się coraz bardziej przytłaczający.
Każdy dzień wypełniony jest stresem, zmęczeniem i rosnącą frustracją, która zdaje się nie mieć końca. Miesiąc temu trafiłam do szpitala z powodu problemów z ciśnieniem, które stały się poważnym zagrożeniem dla mojego zdrowia.
Lekarz zalecił mi spokojny tryb życia, ograniczenie stresu i odpoczynek, ale jak mam go prowadzić, skoro nikt oprócz mnie nie zajmuje się domem?
Codziennie jestem zmuszona radzić sobie ze wszystkimi obowiązkami, co sprawia, że jestem wyczerpana i nie mam czasu na odpoczynek. Jestem zmęczona codziennym porządkowaniem domu, gotowaniem posiłków i dbaniem o całą rodzinę, co w efekcie prowadzi do wypalenia.
Czasem myślę, że gdybym chociaż przez jeden dzień mogła się uwolnić od tego niekończącego się maratonu obowiązków, może znalazłabym siłę do dalszego działania i mogłabym wreszcie odpocząć.
Zastanawiam się czasami, jak wyglądałoby nasze mieszkanie, gdybym przestała sprzątać, gotować i dbać o cały dom.
Z pewnością pogrążyłoby się w totalnym chaosie, co tylko potwierdza, że moja praca jest niezbędna, choć pozostaje zupełnie niedoceniana przez resztę rodziny.
Pomimo zmęczenia, każdego dnia staję do walki o porządek, próbując utrzymać ład, gotować posiłki i dbać o wszystkich mieszkańców, bo przecież inaczej po prostu nie przetrwamy.
Wiem, że jeśli sama się poddam, nasze życie stanie się jeszcze bardziej niekomfortowe i trudne do zniesienia, a i tak moja wytrzymałość osiąga granice wytrzymałości.
Próby dialogu i poszukiwania rozwiązania
Rozmowy z synem na temat podziału obowiązków nie przynoszą żadnych realnych efektów.
Kilka razy próbowałam porozmawiać z nim o naszej sytuacji, prosząc go, aby podzielił się ze mną niektórymi obowiązkami domowymi, chociażby w celu odciążenia mnie choć trochę.
Rozumiałam, że ma swoją pracę i obowiązki zawodowe, ale liczyłam na to, że znajdzie choć trochę czasu, by pomóc w tych najprostszych codziennych zadaniach.
Niestety, syn zawsze tłumaczył się zmęczeniem albo obowiązkami zawodowymi, co w pewnym momencie przestało być dla mnie zrozumiałe i stało się tylko kolejnym pretekstem.
Przecież ja też pracuję, a choć jestem już w wieku, kiedy powinnam mieć możliwość odpoczynku, wykonuję dodatkowe zajęcia, by wesprzeć naszą wspólną sytuację finansową i móc jakoś radzić sobie z codziennymi wydatkami.
Kilka razy próbowałam również delikatnie zasugerować synowej, że pomoc w domu byłaby mile widziana i bardzo by się przydała. Jednak spotkałam się z odmową – tłumaczyła się spotkaniami, obowiązkami związanymi z dziećmi czy po prostu złym samopoczuciem, co jeszcze bardziej pogłębiało moje poczucie osamotnienia.
Moje rozmowy z synową zawsze kończą się podobnie: prosi o zrozumienie i zapewnia, że kiedyś zacznie pomagać, jednak to „kiedyś” nigdy nie nadchodzi, a jej obietnice pozostają tylko słowami.
Z biegiem czasu coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że żadna rozmowa ani próba negocjacji nie przyniesie zmiany. Pozostaję więc w tym stanie bez wyjścia, bez jakiejkolwiek perspektywy poprawy naszej sytuacji, co sprawia, że czuję się coraz bardziej przygnębiona i bezradna.
Wszystkie moje próby nawiązania dialogu i znalezienia kompromisu zakończyły się niepowodzeniem, a poczucie, że wszyscy przyjęli założenie, że jestem jedyną osobą odpowiedzialną za ten dom, tylko pogłębia moją frustrację i złość.
Emocje związane z utratą prywatności
Najbardziej boli mnie jednak to, że utraciłam swoją prywatność, której tak bardzo potrzebuję w moim wieku, aby odzyskać wewnętrzny spokój i równowagę. Kiedy jeszcze mieszkałam sama, miałam przestrzeń do odpoczynku, czas na cichą chwilę z książką, i mogłam cieszyć się spokojem we własnym domu.
Teraz jednak codzienność to hałas, brak miejsca i wieczna obecność innych osób w mojej przestrzeni.
W każdym kącie czuję ślady ich obecności – od zabawek dzieci, przez ubrania pozostawione w różnych miejscach, po dźwięk telewizora, który gra niemalże cały czas, sprawiając, że nie mam nawet chwili ciszy.
Moja prywatność stała się przeszłością, a ja nie mam dokąd uciec, by odnaleźć chwilę dla siebie, co sprawia, że czuję się jak obcy we własnym domu, jakbym była intruzem w miejscu, które powinno być moim schronieniem.
Czasami wracam pamięcią do czasów, gdy mieszkałam tutaj sama, kiedy każdy wieczór mogłam spędzać w ciszy, bez hałasu i zamieszania, gdy nie musiałam się martwić o bałagan, hałas i chaos codziennych zajęć.
Dalszy ciąg historii znajdziesz na następnej stronie…