w

Od 27 lat żyje z mężem, którego nie kocham. Dlaczego ja mu to robię?

Jednym z powodów, dla których wciąż trwam w tym małżeństwie, jest strach. Strach przed tym, co może się wydarzyć, jeśli zdecyduję się na rozwód. Jak wyglądałoby moje życie, gdybym postanowiła odejść?

Czy umiałabym odnaleźć się w świecie jako samotna kobieta w średnim wieku? Czy poradziłabym sobie finansowo, emocjonalnie, psychicznie?

Mam też obawy związane z reakcją innych ludzi. Jak zareagowałaby rodzina? Przyjaciele? Sąsiedzi? Przez lata budowaliśmy wizerunek idealnej pary.

Czy ludzie byliby w stanie zrozumieć moją decyzję, czy raczej ocenialiby mnie jako niewdzięczną, egoistyczną osobę, która zniszczyła życie swojemu mężowi? Wiem, że nie powinnam przejmować się opinią innych, ale trudno całkowicie to ignorować.

Najbardziej jednak boję się samotności. Wbrew wszystkiemu, co czuję, obecność mojego męża daje mi poczucie bezpieczeństwa. Jest kimś, kto zawsze był obok mnie, na kogo mogłam liczyć.

Gdyby go zabrakło, czułabym się zupełnie sama. Czy jestem gotowa na takie życie? Czy samotność bez niego byłaby łatwiejsza do zniesienia niż samotność, którą odczuwam w naszym związku?

Czy zmiana jest możliwa?

Zastanawiam się, czy istnieje szansa na zmianę naszego małżeństwa. Czy moglibyśmy zacząć wszystko od nowa? Czy mogłabym nauczyć się kochać mojego męża, znaleźć w nim coś, co sprawi, że nasze życie nabierze nowego sensu?

A może on też czuje, że coś w naszym związku nie gra, ale nie mówi o tym, bo boi się stracić to, co ma? Może jesteśmy dwojgiem ludzi, którzy trwają razem z przyzwyczajenia, obawiając się przyznać do prawdy?

Myślę o terapii małżeńskiej, ale boję się, że musiałabym wtedy otwarcie powiedzieć, że go nie kocham. Jak on by to przyjął? Czy chciałby walczyć o nasz związek, czy raczej poczułby się zdradzony i odszedł?

Z drugiej strony, może takie szczere rozmowy byłyby dla nas obojga szansą na lepsze życie, niezależnie od tego, czy pozostalibyśmy razem.

Życie w zawieszeniu

Moje życie od lat przypomina balansowanie na krawędzi. Z jednej strony czuję, że nie mogę dalej udawać, z drugiej boję się podjąć jakiekolwiek działanie.

Żyję w stanie ciągłego zawieszenia, nie wiedząc, w którą stronę pójść. Każdy dzień przynosi te same myśli, te same wątpliwości, ten sam ból.

Zaczynam rozumieć, że niezależnie od tego, co zdecyduję, muszę w końcu zrobić krok naprzód. Nie mogę dłużej tkwić w miejscu, w którym jestem nieszczęśliwa.

Nie wiem jeszcze, czy oznacza to rozwód, terapię, czy próbę odbudowania naszego związku. Ale wiem jedno – muszę coś zmienić.

Co naprawdę chcę?

Moje pragnienia są sprzeczne. Z jednej strony marzę o miłości, prawdziwej bliskości, uczuciach, które wypełniłyby pustkę w moim sercu.

Z drugiej strony boję się samotności i konsekwencji, które mogłyby wyniknąć z podjęcia radykalnych decyzji. Czuję się rozdarta między pragnieniem szczęścia a poczuciem obowiązku wobec męża i rodziny.

Czasami wyobrażam sobie, że moje życie mogłoby wyglądać inaczej. Widzę siebie jako wolną kobietę, która zaczyna wszystko od nowa, odkrywa świat, może spotyka kogoś, kto sprawia, że jej serce bije szybciej.

Ale te marzenia szybko ustępują miejsca rzeczywistości – trudnej, skomplikowanej, pełnej wątpliwości.

Nadzieja na przyszłość

Mimo wszystko wierzę, że jeszcze mogę znaleźć odpowiedź. Może nie będzie to idealne rozwiązanie, ale wierzę, że mogę odnaleźć sposób na pogodzenie się ze swoim życiem.

Może nauczę się kochać mojego męża w inny sposób, zaakceptować nasze małżeństwo takim, jakie jest. A może znajdę w sobie odwagę, by podjąć decyzję, która pozwoli mi odnaleźć prawdziwe szczęście, niezależnie od tego, jak trudne byłoby to na początku.

Na razie jednak muszę stawić czoła moim lękom, moim wątpliwościom i pytaniom, które nie dają mi spokoju.

Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale wiem, że nie chcę już dłużej żyć w kłamstwie, niezależnie od tego, jak wygodne się ono wydaje. Moje życie ma tylko jeden kierunek – w stronę prawdy, nawet jeśli droga do niej będzie bolesna i trudna.

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik